niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 51 "Nie zawsze można dostać to, czego się chce"


Skakałam w miejscu, raz po raz się rozgrzewając, z napięciem słuchając zza kotary gwaru rozmów. Podekscytowane głosy roznosiły się po całej, ogromnej sali. Prawie wszystkie miejsca przed sceną były już zajęte przez ważne i mniej ważne osobistości. To był ten czas, na który czekałam.
Przyjechałam do Londynu właśnie po to, by zatańczyć w najważniejszym wydarzeniu tanecznym na świecie. Mój występ tutaj był szansą na przyszłość, na pracę i sławę. Wszystkie treningi, poty, łzy, miały teraz się opłacić;
-Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się stresowałam. –powiedziała do mnie Missy, wyglądając z napięciem na zgromadzonych gości.
-Tak, ja też. –przyznała Raven, potrząsając burzą swoich złotych loków.
Zagryzłam wargę i potaknęłam. Moje serce wybijało szybki rytm, oddech był przyspieszony.
Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam Nialla, rozpartego wygodnie o krzesło niedaleko głośnika. Jadł jakiegoś czekoladowego batona, nogą wystukując rytm piosenki, do której mieliśmy tańczyć. Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się szeroko.
-Czy ty kiedykolwiek się denerwujesz, Niall? –zapytałam go, siadając obok. –Bo przysięgam, że co cię widzę, to jesteś zrelaksowany i uśmiechnięty.
-Taki już jestem. –odparł blondyn, mrugając do mnie. –Chcesz gryza?
-Nie, dzięki. –zerknęłam na batona. –Jedzenie to ostatnie, o czym teraz myślę.
-Harry pytał o ciebie. –rzucił chłopak, niby od niechcenia. Wiedziałam, że martwił się o przyjaciela i o to, jak między nami się układa, ale jednocześnie nie chciał wtrącać się w nieswoje sprawy. –Nie wróciłaś wczoraj na noc.
-Wiem. Porozmawiam z nim po występie. –odparłam i na tym temat się zakończył. –A co z Jessicą? Czemu jeszcze jej nie ma?
-Powinna być lada moment. –Niall zerknął na swoją komórkę i kiwnął głową na potwierdzenie swoich słów.
            Nie mogąc już dłużej wysiedzieć w miejscu, wstałam i pobiegłam do szatni, by po raz kolejny przejrzeć się w lustrze, poprawić włosy i ubrania. Tam, naprzeciwko szafek zamykanych na karty, siedział Zayn. Zatrzymałam się w miejscu, zdziwiona.
-Zayn? –rozejrzałam się po szatni, by upewnić się, że nikogo po za nami nie ma.
-Megg, hej. –czarnowłosy wstał i nerwowym gestem wsadził ręce w kieszenie, patrząc na mnie swoimi brązowymi oczami, które zdawały się docierać prosto do mojej duszy.
-Co ty tu robisz? –zapytałam cicho.
-Wiem, że ustaliliśmy, że nie będziemy ryzykować, że ktoś nas zobaczy, ale… cholera, nie mogłem się powstrzymać, żeby nie przyjść i nie życzyć ci powodzenia.
Uśmiechnęłam się i nagle cały stres i napięcie po prostu odeszło.
-Cieszę się, że jesteś. –odpowiedziałam i pozwoliłam mu się objąć.
Gdy tylko poczułam jego dłonie na moich biodrach, przez całe moje ciało przeszedł rozkoszny prąd.
Zayn wydał z siebie warknięcie i wiedziałam, że i on to poczuł. Spojrzałam na niego i w następnej chwili zostałam przyparta do szafki. Jęknęłam, gdy poczułam usta chłopaka na moich wargach. Napierał zdecydowanie, namiętnie, gorąco. Objęłam go za szyję i przyciągnęłam jeszcze bliżej siebie. Czarnowłosy przesuwał dłonie po całym moim ciele, rozpalając mnie do czerwoności.
            Nie miałam ochoty mu odmawiać. Wiedziałam, że i tak by mi się nie udało.
-Ile mamy czasu? –wymruczał Zayn prosto do mojego ucha, przez co aż zadrżałam.
-Nie mamy czasu. –odparłam, nagle oprzytomniała. –Zaraz tańczę.
-Och. –błyszczące oczy chłopaka wyrażały rozczarowanie, ale i rozbawienie. –Będziemy musieli poczekać w takim razie.
Pocałował mnie po raz kolejny, bez ostrzeżenia i musiałam zebrać całą swoją energię, by przerwać ten moment i skupić się na ważniejszych sprawach.
-Przestań. –powiedziałam, ale mój głos zadrżał i uśmiechnęłam się mimowolnie. –Muszę być skoncentrowana.
-Okej. –splótł swoje dłonie z moimi dłońmi i uśmiechnął się do mnie z góry. –To leć, a ja będę na widowni. Połamania nóg.
Wypuściłam głośno powietrze, które nawet nie wiedziałam, że wstrzymywałam.
Wolno obróciłam się na pięcie w stronę wyjścia. Lada moment miałam zatańczyć na najważniejszych zawodach tańca jakie organizowano. Powiedzieć, że się denerwowałam, było niedopowiedzeniem. Zwłaszcza teraz, gdy zostałam sama.
Plusem całego tego zamieszania było to, że moją głowę zajmował teraz jedynie taniec. Nie myślałam o tym, że prędzej czy później będę musiała porozmawiać z Harrym. Nie wiedziałam nawet, co mu powiedzieć. Prawda była przecież taka, że nadal go kochałam, tak samo jak zawsze, tylko po prostu… Zayna też kochałam.
Potrząsnęłam głową i wyrzuciłam te myśli z głowy. Nie był teraz czas na nie.
Podeszłam do mojej grupy tanecznej i przywitałam się z Jessicą, która w końcu się pojawiła. Usłyszeliśmy oklaski za kurtyną i wiedzieliśmy, że uroczystość się zaczęła.
Prowadzący zapowiadał wszystkie zespoły, tłumaczył przebieg mistrzostw. Nasza grupa miała zatańczyć jako ostatnia. Wszyscy zareagowaliśmy na to głośnym, zbiorowym jękiem; Bezczynne oczekiwanie było najgorsze.
Potem dyrektor wygłosił długą przemowę. Mówił o pierwszych mistrzostwach świata w tańcu, jak to wszystko się zaczęło, jak stało się tradycją. Było to ciekawe, ale ja nie miałam nerwów, by dokładnie wsłuchiwać się w jego słowa. Trzymałam Jessicę i Nialla za ręce, stojąc w małych trójkąciku. Rozmawialiśmy przyciszonymi głosami, głównie o głupotach. Co jakiś czas ktoś z nas rzucił żartem, co rozładowywało atmosferę.
Travis chodził w tę i z powrotem, co chwila rozmawiając z trenerami innych grup. Nasz mentor był w dobrym humorze i sprawiał wrażenie rozluźnionego. My jednak, jako jego podopieczni, znaliśmy go na wylot i wiedzieliśmy, że jego postawa to tylko pozory. Tak naprawdę denerwował się tak samo jak my, a nawet bardziej. Osatnio przegrał z Dawidem Koneckim, swoim największym rywalem i obiecał sobie, że tym razem go pokona i zdobędzie pierwsze miejsce.
Nam również zależało na wygranej. Oznaczało to dla nas możliwości, sławę, pracę i wszystko, o czym marzy tancerz.
Wiedziałam, że wszyscy moi znajomi z Polski, w tym moja przyjaciółka Julia, a także rodzina, siedzą przed telewizorami i z zapartym tchem śledzą mistrzostwa.
Nie chciałam ich zawieźć, nie chciałam zawieźć siebie. Ciężko na to pracowałam; Próby, na których wyciskałam siódme poty i całe „zamieszanie” z One Direction, zwłaszcza z Harrym i Zaynem, było całym moim życiem w Anglii.
Nadszedł czas na podsumowania i zakończenia; Zaraz po moim występie musiałam rozwiązać sprawy z Harrym i Zaynem. Raz na zawsze.
-Po występie pójdziemy na ogromną pizzę! –zapowiedział Niall głośno, co wszyscy przyjęli z entuzjazmem. Teraz mieliśmy żołądki zawiązane w supeł, ale podejrzewałam, że po występie dosłownie rzucimy się na jedzenie.
            Na scenie tańczyła już któraś z kolei grupa. Zostały jeszcze tylko trzy, a potem miała być nasza kolej. Przełknęłam ślinę i wzięłam głęboki oddech. Zza kotary widziałam setki twarzy, jednak z tej odległości nie rozpoznawałam żadnej z nich. Gdzieś tam siedział Harry i Zayn… Gdzieś tam być może siedział mój przyszły pracodawca.
-Uwaga, grupa! –zawołał Travis i wszyscy zwróciliśmy głowy z jego kierunku. Stał na lekkim podwyższeniu, dłonie splótł ze sobą, na ustach miał delikatny uśmiech. –To jest ten moment! To jest to, na co pracowaliście! –mężczyzna zszedł z podwyższenia i spojrzał po kolei, na każdego z nas. –Słuchajcie… -obniżył ton, mówił wolno i spokojnie. –Wiem, że nie zawsze byłem dla was wystarczająco wyrozumiały. Było momentami ciężko, pewnie zastanawialiście się, czy się nie poddać. Nie poddaliście się! Jesteśmy tu wszyscy razem, gotowi, by wygrać! Pamiętajmy o Jean, która była niegdyś częścią naszej grupy. Zatańczmy dla niej!
            Przemowę Travisa przerwały nasze oklaski i poważne potakiwanie głowami. Na nas wszystkich śmierć Jean odcisnęła swoje piętno.
-Zatańczcie tak, jakby był to wasz ostatni raz! –kontynuował Travis. –Dajcie z siebie wszystko, pamiętajcie o wszystkim, co mówiłem wam na próbach! Jesteście przygotowani, jesteście najlepsi! Uwierzcie z siebie. To jest nasz rok. Sprawcie, żebym był dumny. Wygrajmy tej cholerny puchar!
Tym razem brawa były gwałtowne, głośne i radosne. Muzyka ze sceny wprawdzie nieco je stłumiła, ale my słyszeliśmy je doskonale. Widziałam zacięcie na  twarzach Scotta, Jamesa, Missy, Raven, Jessici, Nialla, Jake’a, Danielle. Ta ostatnia, jak zwykle, udawała, że mnie nie widzi. Ignorowała w zasadzie wszystkich, ze wzajemnością.
Byłam pewna, że po występie, już nikt z grupy nigdy nie odezwie się do Danielle. Nie sądziłam zresztą, by dostała od Travisa odpowiednią rekomendację, w razie gdyby starała się o pracę. Prawdopodobnie liczyła na to, że ktoś ją zauważy podczas mistrzostw i zaproponuje pracę. Co jak co, tancerką była dobrą.
Na swoją kolej czekaliśmy w sumie godzinę. I gdy wreszcie dostaliśmy zielone światło, moje serce biło tak szybko, jakbym dopiero co przebiegła maraton. Jednak mimo paraliżującego strachu i onieśmielenia, czułam także podekscytowanie i satysfakcję. Jestem tutaj, jako jedna z najlepszych, w grupie najlepszego z najlepszych. To była moja chwila.
Gdy stanęliśmy z grupą na samym środku parkietu, światła oślepiły nas z każdych stron. Nie widziałam absolutnie nikogo z widowni. Obróciłam się po kolei do Missy, Jessici, Raven, wymieniając wspierające i motywujące spojrzenia. Uśmiechnęłam się do Jamesa i Jake’a, przybiłam żółwika Scottowi, a na koniec ścisnęliśmy sobie z Niallem dłonie. Travis każdemu z nas przybił mocną piątkę i wtedy każdy z nas ustawił się na swoim miejscu.
-A teraz zatańczy grupa, na którą wszyscy czekaliśmy! –zaryczał prowadzący do mikrofonu. –Travis Mudd i jego zupełnie nowa formacja: Jake Anderson – Ameryka, Megg Ant – Polska, Raven Bondar - Ukraina, Missy Collace – Włochy, Jessica Holter – Norwegia, Niall Horan – Irlandia, James Lee – Korea Północna, Danielle Peazer – Anglia oraz Scott Sullivan – Australia! Powitajmy ich gorąco!
            Rozległy się ogłuszające brawa i krzyki. Zapanowało poruszenie, z głośników puszczona została muzyka. Wydawać by się mogło, że piosenka, którą słyszałam non stop przez ostatnie kilka miesięcy, wychodzi mi już bokiem; Nic bardziej mylnego. Uwielbiałam ją, byłam w stanie wyśpiewać z niej każde słowo. Teraz dodała mi otuchy, odjęła strach. Wiedziałam co robić, byłam perfekcyjnie przygotowana. Wzięłam głęboki oddech i…
            Wszyscy zrobiliśmy krok w przód, potem w bok i w tył. Zgięliśmy się, przyjęliśmy pozę, skoczyliśmy. Wszyscy tańczyliśmy równo i rytmicznie. Byliśmy mistrzami. Fikołek w powietrzu, poza, skok, kilka kroków w bok, w tył, wymach biodrami włosami, wyrzut rąk, wyrzut nóg, trzęsienie ramionami, pupą. Uśmiech.
Doskoczyłam Nialla w momencie, gdy tańczyliśmy w parach. Obrócił mną, przyciągnął do siebie, wykonał pozę. Zrobiłam szpagat w powietrzu, obróciłam się i znalazłam się w ramionach Travisa. Tańczył tak jak zawsze, perfekcyjnie. Stres czy napięcie w ogóle nie wpłynęły na jakość jego ruchów.
            Gdy pierwsza część tańca się skończyła, z gracją przeszłam na środek okręgu, który utworzyła reszta grupy. Podczas gdy oni wykonywali akrobatyczny fragment układu, ja skupiłam się na mojej solówce. Dopracowałam ją tak, że była idealna. Czułam się w niej pewnie, wiedziałam, że jest świetna. Wyrzuciłam ręce do góry, skoczyłam i zupełnie zatraciłam się w tańcu. Słyszałam okrzyki zachwytu z widowni, co jakiś czas rozlegały się brawa. Musieliśmy wyglądać niesamowicie.
            Zostało kilka ostatnich sekund. Mocno tupnęliśmy, zrobiliśmy dwa kroki w przód, dziewczyny zarzuciły włosami, w chłopacy wykonali pozę i na sam koniec wszyscy wyskoczyliśmy wysoko w górę i zrobiliśmy salto w przód.
            Gdy nasze stopy, w tym samym czasie, idealnie zgrane, dotknęły ziemi, wokół nas wybuchła wrzawa. Światła nieco opadły i wreszcie mogłam zobaczyć widownię. A była naprawdę ogromna. Wszyscy wstali i klaskali, a miny mieli bezcenne. Dostawaliśmy owacje przez kilkanaście, długich sekund.
-Nie wydaje mi się, żeby inne grupy też wywołały takie emocje! –wykrzyknęła Missy, a my wszyscy wyszczerzyliśmy się, wiedząc, że ma racje. Grupy, które tańczyły przed nami, nie otrzymały aż takich braw.
            Travis wyszedł kilka kroków przed siebie, obrócił się przodem do nas i zaczął klaskać wysoko nad głową. Patrzył na nas z radością, zadowoleniem i wzrokiem przepełnionym sympatią.
Odpowiedzieliśmy mu tym samym i w tym jednym momencie poczuliśmy się jak jedna, wielka rodzina.
            Zerknęłam w stronę widowni, ale nigdzie nie widziałam ani Harry’ego, ani Zayna. Było zbyt dużo ludzi.
Gdy kamera podjechała prosto przed nas, uśmiechnęłam się do obiektywu i pokazałam kciuka. Miałam nadzieje, że rodzina jest ze mnie dumna.
            Zeszliśmy wszyscy ze sceny roześmiani i objęci. Udało nam się. Nawet jeśli nie wygramy, osiągnęliśmy sukces.
Za sceną czekał już na nas szampan. Stuknęliśmy się wszyscy kieliszkami i zaczęły się rozmowy. Travis non stop mówił, że było idealnie, że dobrze się spisaliśmy. Ja, Jessica, Missy i Raven opowiadałyśmy sobie co czułyśmy podczas występu i podejrzewałam, że chłopacy obok mówią o tym samym. W między czasie na parkiecie zaczęła tańczyć ostatnia grupa, grupa Dawida Koneckiego. Travis dyskretnie nas zostawił i poszedł oglądać występ. My nie czuliśmy takiej potrzeby. Teraz po prostu cieszyliśmy się, że wszystko się udało i to było najważniejsze.
-Psst! –usłyszałam tuż obok swojego ucha i momentalnie podskoczyłam.
Odwróciłam się i zobaczyłam Harry’ego, patrzącego na mnie swoimi zielonymi oczami.
-Hej. –powiedziałam po dłuższej chwili, gdy nic innego nie przychodziło mi do głowy.
-Byłaś niesamowita. –stwierdził i chwycił mnie delikatnie za dłoń.
Odeszliśmy kilka kroków w tył, by zapewnić sobie nieco prywatności. Harry był ostrożny i niepewny w stosunku do mnie. Najpewniej czekał, aż ja mu wyjaśnię sytuację. A ja nie wiedziałam od czego zacząć.
-Dzięki. –uśmiechnęłam się. –Harry…
-To koniec, prawda? –spojrzał na mnie smutno, a ja poczułam bolesny ucisk swojego serca. –Między nami… wszystko skończone?
Bałam się odezwać. Cała drżałam i wiedziałam, że to jest ten moment, w którym muszę raz na zawsze się określić. Nie mogłam wciąż ranić na nowo osoby, na których mi zależało najbardziej na świecie. Zwyczajnie nie miałam do tego prawa.
-Tak, to koniec. –powiedziałam cicho i poczułam łzę, spływającą po moim policzku.
Harry ledwo zauważalnie kiwnął głową, po czym zgarnął mnie do siebie i przytulił.
Jego ramiona, dotyk, zapach, były mi tak doskonale znane… Nie chciałam go puszczać, chciałam zostać w jego objęciach na zawsze.
Kochałam go cały czas tak samo i patrzenie teraz na niego sprawiało ogromny ból. Zależało mi na nim i właśnie dlatego musiałam pozwolić mu odejść.
Ostatni raz dotknęłam jego włosów, poczułam pod palcami materiał mojej ulubionej koszulki. Westchnęłam i powstrzymałam łzy. Harry delikatnie pocałował mnie w szyję, zacieśnił uścisk wokół moich bioder i w końcu odsunął się. Popatrzył na mnie smutnym, zranionym spojrzeniem. Gdzieś tam w jego oczach czaił się gniew i wiedziałam, że mimo iż teraz nasze rozstanie jest zaskakująco spokojne, za kilka godzin, dni, czy tygodni, wrócimy do tego i wszystko przebiegnie inaczej.
Harry był moją pierwszą, prawdziwą miłością i wiedziałam, że ja również byłam jego. Coś takiego nie mogło zakończyć się bez żadnej walki, krzyków, pytań.
            Odwrócił się i wyszedł drzwiami, być może z powrotem na widownię, a być może do samochodu lub limuzyny, by wrócić do domu.
Otarłam policzki, ciesząc się, że wybrałam wodoodporną wersję makijażu na dzisiaj. Lada moment miałam wyjść na scenę, by usłyszeć wyniki mistrzostw.
            Nagle zdałam sobie z czegoś sprawę. Wcale nie obchodziły mnie wyniki. Teraz, gdy już zatańczyłam, nie zależało mi na wygranej. Mój wyjazd tutaj to nie był taniec. To byłam ja, Harry i Zayn, a także całe One Direction. TO było moje życie, a nie próby z Travisem. Taniec był tylko dodatkiem, oderwaniem od prawdziwego życia.
Nie było idealnie, spieprzyłam w wielu wyborach, decyzjach. Zraniłam osoby dla siebie ważne, i to nie jeden raz. Takie jest jednak życie; Zagmatwane, trudne, raz cudowne, raz do dupy. Ja sama nie byłam idealna. Przyjechałam tutaj z pewnym obrazem siebie w głowie. Myślałam, że wiem jaka jestem, co bym zrobiła w konkretnych sytuacjach. Prawda okazała się jednak nieco inna. Poddawałam się pokusom, łamałam dane słowa, nie potrafiłam wybrać, nie myślałam racjonalnie.
To jednak świadczyło o tym, że jestem tylko człowiekiem, a także o tym, że w życiu nigdy nie ma absolutnie perfekcyjnie. Zawsze znajdzie się jakieś „ale”, zawsze coś wyskoczy w najmniej oczekiwanym momencie.
            Zakochałam się tak, jak jeszcze nigdy się nie zakochałam, jak nigdy nie myślałam, że można się zakochać. Harry dał mi zasmakować zupełnie nowych rzeczy, dał mi nowe spojrzenie na świat. I kiedy myślałam, że już na zawsze z nim będę, że to on jest tym jedynym, pojawił się Zayn. Czarnowłosy przewrócił mój świat do góry nogami, wyłonił na wierzch moją zupełnie inną stronę, o której nawet nie miałam pojęcia. Był tak zupełnie inny od Harry’ego, a ja i tak go pokochałam.
Wszystkie moje ideały, wyobrażenia, przekonania legły w gruzach. Bo tak naprawdę nikt nie jest taki, jakim się wydaje. Zmieniasz się, kiedy okoliczności się zmieniają. I tak naprawdę to nie jest niczyja wina. Najważniejsze jest, żeby koniec końców, wziąć odpowiedzialność za swoje czyny. I jeśli nie da się czegoś naprawić, to trzeba chociaż przestać jeszcze bardziej sytuację pogarszać.
Rozległa się muzyka, prowadzący zaczął wywoływać wszystkie zespoły na środek. Wyszłam więc razem z resztą grupy przed widownię. Czułam się jak we śnie. Ludzie klaskali, krzyczeli, prowadzący coś mówił. Ja jednak nic nie słyszałam. To było jak na filmie, puszczonym w zwolnionym tempie. Oszołomiona patrzyłam, jak Travis krzyczy, wyskakuje wysoko w powietrze, wyrzuca pięść do góry. Jessica wytrzeszczyła oczy, zaczęła się śmiać i tulić Nialla, Missy i Scott przytulili się, Raven zakryła dłonią usta, James pocałował Jake’a, który z początku zdziwiony, po chwili zaczął oddawać pocałunek. Nawet nie wiadomo kiedy poczułam w rękach coś ciężkiego i twardego. Trzymałam w dłoniach ogromny, złoty puchar. Spojrzałam na niego i na swoje odbicie. Widziałam siebie, niemal taką samą jak sprzed roku, kiedy przyjechałam do Anglii młoda, niedoświadczona, marząca co noc o tym oto pucharze. Wygraliśmy, udało się. Podawaliśmy sobie tą wielką, złotą rzecz – dowód, że naprawdę tego dokonaliśmy. Byliśmy najlepsi.
Patrzyłam jak Travis podchodzi do mnie, łapie i okręca w powietrzu. Zaczęłam się śmiać, chociaż nie słyszałam swojego śmiechu. Co chwila ktoś mnie dotykał, składał gratulacje, dziennikarze chcieli wywiadów.
Podszedł do mnie Liam i potargał mi włosy. Przyszedł i Louis, mówiąc, że cieszy się z mojego szczęścia. Był jednak spięty i widać było, że jest na mnie zły, może nawet był mną rozczarowany. Co jak co, Harry był jego przyjacielem na zawsze i to jego szczęście, problemy i punkt widzenia będą dla niego najważniejsze.
Była jeszcze jedna osoba, z którą chciałam porozmawiać i nigdzie jej nie widziałam. Gdzie był Zayn? Domyślając się, że może czekać na mnie w szatni, czym prędzej tam pobiegłam. Nie myliłam się. Stał, oparty o szafki. Pomieszczenie było puste, jako, że wszyscy świętowali w głównej auli.
-Świetnie się spisałaś. –powiedział czarnowłosy, podchodząc do mnie i obejmując mnie w biodrach. Podniósł mnie i posadził na podwyższenie i tym sposobem mieliśmy twarze na tym samym poziomie. –Małgosia Antoszewska, zwycięzca Mistrzostw Świata w tańcu!
-Tak… -wbiłam wzrok w podłogę i przełknęłam ślinę, czując bolesną, narastającą gulę w gardle. –Zayn, nie chciałam po raz drugi zostawiać ci listu, więc… porozmawiamy w cztery oczy. Tylko błagam, nie utrudniaj tego.
Wiedziałam, że sprawy z Zaynem tak czy tak nie przejdą tak gładko jak z Harrym.
-O czym ty mówisz, Megg? –ton czarnowłosego był teraz zupełnie inny. Palcem podniósł mi podbródek i zmusił do spojrzenia na niego.
-Zayn… ja wyjeżdżam. –powiedziałam. Sama o tym nie wiedziałam, aż do teraz. To właśnie musiałam zrobić. –Dostałam… propozycję… pracy na północy Anglii.
Ostatnie, małe kłamstewko.
-Och. –chłopak powoli przyswajał tą informację. –O… okej. Pojadę z tobą.
-Nie. –pokręciłam głową, unikając jego spojrzenia. –Muszę pojechać sama. Ja i ty… nie możemy być razem. Wiesz o tym, Zayn.
-Dlaczego nie? –zapytał chłodno, a ja znowu poczułam łzy wzbierające się w moich oczach.
-Bo jestem jebaną egoistką, właśnie dlatego! –krzyknęłam, dając upust moim emocjom. –Kocham cię! I za nic w świecie nie chciałabym cię skrzywdzić, a wiem, że na pewno do tego dojdzie! Jak nie teraz, to za jakiś czas! Dlaczego? Bo kocham też Harry’ego! I to się nigdy, przenigdy nie zmieni! Już zawsze będę kochać zarówno ciebie jak i jego i za każdym razem będę raniła któregoś z was! Próbowałam dojść do składu z moimi uczuciami, próbowałam wszystkiego i mi nie wychodzi! –po policzkach leciała mi jedna łza za drugą. Dawno nie czułam się aż tak źle, a przecież dopiero co wygrałam puchar, dopiero co spełniłam swoje marzenia. Teraz wyszło na jaw to, co naprawdę jest ważne. –Muszę wyjechać, Zayn. Zrozum to, wiem, że potrafisz mnie zrozumieć. Nie daję rady. Psychicznie mnie to wykańcza! Pozwól mi odejść, tak będzie najlepiej.
-Ja też jestem egoistą. –powiedział zaskakująco cicho Zayn. –I mimo tego wszystkiego, co właśnie usłyszałem, nie pozwolę ci odejść. Rozumiesz to, Megg? Nie pozwolę.
-Zayn… -zrezygnowana ukryłam twarz w dłoniach. –Ja już postanowiłam. I niczego teraz nie ułatwiasz, wiesz? Ja muszę odejść.
Zeskoczyłam z podwyższenia i zaczęłam iść w stronę drzwi, ale czarnowłosy złapał mnie za nadgarstek i obrócił przodem do siebie.
-Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. –powiedział, a mi serce pękło wpół.
-Ja też nie. –odparłam, po czym przytuliłam się do niego mocno. –Ale czasami… musimy robić rzeczy, których się boimy, które są trudne. Wiem, że cię ranię, wiem, że ranię Harry’ego i wiem, że ranię też samą siebie. Ale z czasem wszyscy się przekonamy, że to była dobra decyzja.
Zayn pocałował mnie, a ja odwzajemniłam pocałunek; Ten ostatni raz.
Potem się odwróciłam i wybiegłam z szatni. Biegłam aż na przystanek autobusowy. Musiałam się spakować, zorganizować, a miałam czas tylko do wieczora. Moim ciałem wstrząsały dreszcze, nie mogłam powstrzymać płaczu. W głębi serca wiedziałam, że dobrze zrobiłam, ale wcale nie było przez to łatwiej.
Zostawiłam dwie najważniejsze dla mnie osoby na świecie. Harry Styles i Zayn Malik byli całym moim światem. I właśnie dlatego musiałam odejść. Bo ich kochałam.

***
No, wreszcie udało mi się dodać coś nowego. 
Z weną kiepsko było, no ale jakoś dałam radę ;)
Jest to przedostatni wpis.
Został ostatni rozdział i będzie on raczej krótki, podsumuwujący.

Wiem, że nie każdy będzie zadowolony z zakończenia, ale nigdy nie udałoby mi się napisać tak, by usatysfakcjonować wszystkich.
Pod ostatnim wpisem dokładnie wszystko skomentuję, powiem co jak, co dalej, dlaczego tak a nie inaczej, podziękuję etc. :)

 Pytajcie na asku, kiedy dodam ostatni rozdział, bo nie wiem jak dam radę (wena, czas, obowiązki), a nie chcę tutaj pisać i wam obiecywać.
 xoxo