Leżałam na
łóżku wpatrując się w biały, skośny sufit, który przecinała drewniana belka. Z
zamkniętej łazienki dochodziły odgłosy włączonego prysznica, co relaksowało
mnie w dziwny sposób. Westchnęłam i obróciłam się na bok, wsuwając dłonie pod
głowę. Zamknęłam oczy.
-Śpisz? –usłyszałam nagle, czując delikatny dotyk dłoni,
odgarniającej mi włosy z twarzy.
Otworzyłam oczy i ujrzałam Liama, owiniętego białym ręcznikiem w
pasie, patrzącego na mnie troskliwie. Zarumieniłam się widząc go takiego
półnagiego. Wstałam i uśmiechnęłam się zawstydzona.
-Chyba na chwilę przysnęłam. –wyjaśniłam. Splotłam palce, nie
wiedząc co zrobić z rękoma.
-Trochę zasiedzieliśmy się wczoraj. –odparł Liam, a po jego
twarzy widać było, że ma wyrzuty sumienia. –Nie możemy tak robić, bo nie
będziesz mieć energii na taniec.
-Ja mam zawsze dużo energii. –powiedziałam natychmiast. –Po za
tym, zawsze można zdrzemnąć się w ciągu dnia.
Chłopak uśmiechnął się lekko; Chyba spodobała mu się moja
odpowiedź. Wyciągnął rękę i złapał za kosmyk moich włosów, a potem delikatnie
założył mi go za ucho.
Przysunęłam się bliżej i wtem poczułam jego usta na moich.
Zadrżałam i pozwoliłam mu się objąć w pasie. Jego dłonie były duże, ciepłe i
stanowcze, gdy przyciągnął mnie za biodra jeszcze bliżej siebie. Stanęłam na
palcach, aby nie musiał się tak mocno schylać. Wczorajszego wieczora całowaliśmy
się leżąc na łóżku, przez co było nam wygodniej, jednak było coś ekscytującego
w tym, że stojąc tak nade mną górował i, że gdyby chciał to mógłby
prawdopodobnie unieść mnie jedną ręką.
W stosunku do niego byłam bardzo drobna i przede wszystkim
niska. Moja budowa i sylwetka zawsze była moim kompleksem, obawiałam się, że
żaden mężczyzna nie będzie mnie traktował poważnie. Liam traktował mnie tak,
jak każda kobieta chce być traktowana; Był opiekuńczy i kurtuazyjny, ale gdy
trzeba było -stanowczy, zdecydowany i wcale nie delikatny.
-Och, Bee. –wymruczał, gdy się od siebie na chwilę oderwaliśmy.
–Zupełnie mącisz mi w głowie.
-I vice versa. –odparłam, czując jak moje serce trzepocze niczym
skrzydła motyla.
~~Megg~~
Zapięłam
walizkę i wstałam, głośno wzdychając. Pakowanie nie należało do najłatwiejszych
zadań. Rozejrzałam się po pokoju. Leżało tu wciąż kilka rzeczy należących do
Bee. Gdzie ona się podziewa? Domyśliłam się tego od razu, gdy weszła, cała
zarumieniona, ze spojrzeniem mówiącym całą prawdę.
-U Liama wszystko w porządku? –zapytałam, ukrywając uśmiech.
-Uhm. –odparła, nieobecna myślami.
-Pomóc ci w pakowaniu?
-Uhm.
Uśmiechnęłam się tym razem szeroko i pokręciłam głową.
Dziewczyna nie wiedziała prawdopodobnie gdzie się teraz znajduje.
-Idę zobaczyć do innych. –powiedziałam, chcąc dać jej nieco
prywatności.
-Hej, Megg? –odezwała się niespodziewanie.
-Tak?
-Liam zaprosił mnie do swojego autobusu dzisiaj. –uśmiechnęła
się nieśmiało. –Czy mogłabyś pójść tam razem ze mną? Chociaż do pierwszego
postoju.
-Będzie trochę tłoczno. –nie chciałam powiedzieć jej jak bardzo
niezręcznie bym się czuła.
-Proszę. –zrobiła błagalną minę. –Nie znam tam dobrze nikogo. Z
tobą będzie mi raźniej.
-No dobrze. –zgodziłam się po dłuższej chwili. –Czekam na
zewnątrz.
Wyjechałam z walizką na korytarz, gdzie stała już Jess, oparta o
ścianę.
-Gotowa? –zagadnęłam. –Ponoć jadę dzisiaj z wami.
Lada moment mieliśmy wyruszyć autobusami do Anglii, gdzie
odbywał się koncert, na którym wreszcie występowaliśmy wszyscy razem.
-Naprawdę? –ucieszyła się rudowłosa i przybiła mi piątkę. –Nie
pożałujesz. Zobaczysz, to co Louis wyprawia…
Nikt nie
sprzeciwił się temu, żebym dołączyła do pierwszego autobusu. Nie wiem czemu,
spodziewałam się, że Harry lub Zayn będą kręcić nosami. Jednak wszyscy przyjęli
to entuzjastycznie, a nawet Eleanor nic nie powiedziała.
Wyruszyliśmy w trasę i mimo, że było nas dziesięć, a więc
osiągnęliśmy maksymalną liczbę osób w autobusie, nadal było bardzo komfortowo.
W przeciwieństwie do drugiego autobusu, tutaj było o wiele głośniej. Co chwila
ktoś grał, śpiewał lub puszczał muzykę. Bee była zachwycona, nie odstępowała
Liama o krok, który szczegółowo oprowadzał ją po pojeździe.
Ja usiadłam z Jess i Niallem. Graliśmy w karty i pogrążyliśmy
się w rozmowie. Harry i Chloe gotowali coś w kuchni i byli tak zadowoleni i
roześmiani, że choć powinnam się dla nich cieszyć, odwróciłam wzrok i staram
się na nich nie patrzeć.
Louis zaczął się przebierać w najdziwniejsze ubrania i tańczyć
po całym autobusie. Zaczepiał po kolei każdego z nas i wkrótce wszystkim udzielił
się jego humor. Udało mi się nawet rozśmieszyć Eleanor, przez co zakiełkowała
we mnie nadzieja, że może nie wszystko jest z nią stracone.
Zayna nie było nigdzie widać; Niall powiedział, że zapewne
poszedł spać. Ostatnimi czasy podobno tylko to robił. Coraz bardziej się o
niego martwiłam i chciałam porozmawiać z nim przy najbliższej okazji.
Okazja
nadarzyła się szybciej niż się spodziewałam. Gdy zatrzymaliśmy się na stacji,
by zatankować benzynę, kierowca wykrył usterkę, którą musiał naprawić.
Zobaczyłam, że Zayn idzie na bok na papierosa, więc pobiegłam za nim.
-Poczęstujesz mnie? –zapytałam.
-Myślałem, że już nie palisz. –odparł półprzytomnie. Oczy miał w
połowie zamknięte.
-Raz na jakiś czas można zrobić wyjątek. Po za tym, chciałam z
tobą pogadać.
Czarnowłosy wyciągnął ku mnie paczkę Marlboro czerwonych.
Równocześnie odpaliliśmy swoje papierosy.
-Coś złego ostatnio się z tobą dzieje. –zaczęłam bez żadnych
wstępów. –Jesteś nieobecny, zamknięty. Mówią, że…
-Kto mówi? –przerwał mi, nagle zirytowany.
-Twoi przyjaciele.
Zayn uśmiechnął się pod nosem.
-Przyjaciele…? –powiedział cicho. –Mówisz o nich? –kiwnął głową
w kierunku autobusu. –Nie pamiętam kiedy ostatnio mogłem nazwać ich
przyjaciółmi.
-Nie mów tak.
-I co ci powiedzieli? –chłód bił z jego oczu. –Że jestem jakimś
ćpunem? Że się staczam? Że trzeba mi pomóc?
-A nie jest tak? –zapytałam najdelikatniej jak mogłam.
-Nie. –odparł krótko. –Moje życie, moja sprawa.
-Mogłabym…
-Niczego od ciebie nie chcę. Wystarczyło, że dałaś mi ostatnio
nadzieję.
-Przepraszam. –zwiesiłam głowę. –Ale ustaliliśmy przecież, że…
-Powiedz, Megg. –chłopak rzucił niedopałek na ziemię i zgasił go
nogą. –Ile razy można wciąż niszczyć tą samą osobę?
Po czym wsadził ręce w kieszenie i
odszedł w stronę autobusu.
Dostałam odpowiedź na pytanie czy między nami jest wszystko w
porządku. Nie jest.
Kierowca szybko uporał się z usterką i ani się obejrzeliśmy a
wróciliśmy w trasę. Mój humor spadł diametralnie. W milczeniu patrzyłam przez
okno, pozwalając błądzić myślom. Niall wyciągnął gitarę i zaczął na niej
przygrywać spokojną melodię.
Szybko zapadła
noc. Zayn zwolnił duży pokój dla mnie i dla Bee. Z ulgą ułożyłam się do snu.
-Wszystko w porządku, Megg? –zapytała Bee, kładąc się obok mnie.
-Jasne, po prostu jestem zmęczona. –skłamałam. Widziałam, że
dziewczyna była szczęśliwa i podekscytowana całą tą nową sytuacją z Liamem. Nie
chciałam jej tego odbierać.
-W takim razie dobranoc. –powiedziała i zgasiła lampkę.
~~Bee~~
Obudził mnie
straszny huk i gwałtowne szarpnięcie. W ostatniej chwili zamortyzowałam swój
upadek z łóżka. Usłyszałam jęk Megg.
-Jesteś cała? –zapytałam, wstając.
Dziewczyna nieprzytomnie potaknęła.
-Idę sprawdzić o co chodzi. –powiedziałam.
Wyszłam na korytarz, gdzie wszyscy byli już na nogach. Zaspani,
rozglądali się na boki. Autobus stanął w miejscu i nie jechał dalej.
-Co się dzieje? –zapytałam.
-Liam poszedł do kierowcy zapytać. –odparł Louis.
Wszyscy zdążyli już się rozbudzić i w ich oczach wyraźnie
widoczny był niepokój.
Po minucie wrócił Liam. Na twarzy miał wymalowaną zgrozę.
-Wypadek. –wykrztusił. –Drugiego autobusu.
Wszyscy rzuciliśmy się do drzwi. Było ciemno, ale szybko
zlokalizowaliśmy miejsce zdarzenia. Przed naszym autobusem, jakieś sto metrów
dalej, był drugi autobus; Wywrócony do góry nogami, zniszczony i zgnieciony
niczym puszka. Krzyk uwiązł mi w gardle. Wkrótce zapanował chaos, zewsząd
zaczęły migać światła, nieprzytomnie widziałam nadjeżdżającą policję i
pogotowie ratunkowe. Ludzie mówili coś wokół mnie, ale nie potrafiłam rozróżnić
pojedynczych słów. W którymś momencie Liam objął mnie i powiedział, abym nie
patrzyła.
Serce zaczęło mi tłuc się w piersiach, w gardle urosła gula.
„Są ofiary” –dochodziły do mnie strzępki informacji. „Proszę się
odsunąć, zrobić miejsce ratownikom”, „Próbował wyprzedzić…”, „Z ciężarówką”,
„Kierowca również nie żyje”.
Za każdym razem gdy zbierałam się w sobie, by się odezwać, nagły
skurcz ogarniał całe moje ciało. Liam mocno mnie trzymał, próbował odciągnąć od
miejsca zdarzenia.
-K… kto –wyrzucałam z siebie w przerwach napadów płaczu. –Co…
jak… czy oni…?
Rozejrzałam się spod ramienia chłopaka i zobaczyłam Jessicę,
skuloną na asfalcie, wstrząsaną spazmami płaczu, Nialla próbującego jej pomóc,
jednak ledwo co powstrzymującego się od tego samego. Reszta stała w szoku lub
biegała, próbując dowiedzieć się czegoś więcej.
Nagle jak przez
mgłę zobaczyłam kogoś biegnącego z okolic zniszczonego, dymiącego się autobusu
w naszą stronę. Musiała minąć chwila zanim go rozpoznałam.
-Alex! –wrzasnęłam i wyrwałam się z ramion Liama.
Zaczęłam biec w jego kierunku, aż wpadliśmy sobie w ramiona.
Chłopak wyraźnie się trząsł.
-Mój… Boże. –wyszeptał. –To się stało nagle, ciężarówka… Och, Bee…
-Proszę pana, musi pan pójść z nami. –rozległ się nagle głos
niedaleko nas.
Półprzytomnie zdałam sobie sprawę, że policjant próbuje
odciągnąć ode mnie Alexa.
-Nie! –zaprotestowałam.
-Pani koledze musi zostać udzielona pomoc, jestem zmuszony
nalegać.
Dobiegli do mnie Liam, Harry i Louis i odciągnęli na bok.
-Kto jeszcze, kto… -zaczęłam powoli budzić się z otępienia. –Co
się stało, czy wszyscy są cali?
-Bee. –spokojny, ale pełen bólu głos Liama sprawił, że coś
boleśnie ścisnęło mnie w żołądku. Spojrzałam na niego. –Raven i Eric… zostali
przewiezieni do szpitala, są w stanie krytycznym.
-A Maya? Matt,
Jake, James? –pisnęłam.
Liam pokręcił głową i cały świat jakby nagle zwolnił.
Zobaczyłam jak
do karetek wnoszone są nosze, a na każdej z nich leżało przykryte materiałem
ciało. Szok i rozpacz widniała na twarzy każdego, kto stał niedaleko mnie. Jessica
i Niall, Louis, Eleanor, Harry i Chloe, Liam a nawet Zayn, który po raz
pierwszy od dawna wydawał się być w stu procentach przytomny. Przełknęłam ślinę
i rozejrzałam się raz jeszcze. Kogoś brakowało.
-Gdzie jest Megg?
~~Megg~~
Od czasu
wypadku minął tydzień i wydawałoby się, że wyczerpałam już zapas łez na rok,
jednak one wciąż nie przestawały lecieć. Nastroje, gdy zajechaliśmy do Anglii,
były depresyjne. Nikt się do siebie nie odzywał, jeśli nie musiał. Szok po tym
co się stało nie mijał. Oczywiście występy w Londynie, Manchester i Birmingham
zostały odwołane. Przed wznowieniem trasy musieliśmy dojść do siebie, na co
głównie składało się spanie, wylewanie morza łez i siedzenie na telefonie w
oczekiwaniu na jakieś wieści na temat stanu zdrowia Erica i Raven. Oboje byli
mocno połamani, dodatkowo Raven pozostawała w śpiączce. Alex wyszedł z wypadku „jedynie”
ze wstrząśnieniem mózgu i miał najlepsze prognozy od lekarzy.
Leżałam właśnie na łóżku i patrzyłam w sufit, gdy wspomnienie
tego okropnego dnia zalało mnie po raz kolejny.
Na zewnątrz słyszałam
coraz to nowe nadjeżdżające pojazdy, syreny rozdzierały noc. Mój niepokój
sięgnął zenitu.
-Megg? –usłyszałam głos
Harry’ego i zalała mnie fala ulgi.
-Tutaj! –zawołałam.
Promieniujący ból w nodze nie pozwalał mi wstać z podłogi.
Do kabiny wszedł Harry,
zadyszany i przerażony. Natychmiast do mnie doskoczył.
-Co ci jest?
-Co się dzieje?
–zapytałam, chwytając go za ramię. –Co się stało?
-Później. –odparł i
zobaczyłam błysk bólu w jego oczach. –Złamałaś nogę?
-Harry. Chcę wiedzieć co
się stało.
-Złamałaś nogę? –powtórzył
z zaciśniętymi zębami.
-Chyba nie. –wyksztusiłam.
Już wiedziałam, że stało się coś potwornego. –Nie wiem.
Harry pomógł mi wstać, po
czym usadził mnie na łóżku. Ból promieniował w mojej nodze, ale nie dałam
niczego po sobie poznać. To nie było teraz istotne. Z oczekiwaniem patrzyłam na
chłopaka.
-Błagam, powiedz mi.
-Sprowadzę pomoc.
-Harry!
Coś w moim głosie sprawiło,
że chłopak zatrzymał się w drzwiach.
-Był wypadek. –powiedział,
nadal stojąc tyłem do mnie. –Raven, Alex i Eric pojechali do szpitala.
-A reszta? –wyszeptałam,
czując łzy spływające ciurkiem po mojej twarzy.
Harry obrócił się wreszcie
i spojrzał na mnie ze szczerym współczuciem i bólem.
-Tak mi przykro.
–powiedział.
Nie uważałam,
że istnieje czas, który mógłby wyleczyć rany powstałe tydzień temu. Przed
oczami wciąż miałam Mayę, wiecznie roześmianą i otwartą, Jamesa i Matta, którzy
mieli być przecież razem no i Jake’a, chłopaka Raven. Każdy z nich tak młody,
tak utalentowany, tak wspaniały.
Spojrzałam na swoją usztywnioną nogę, którą zwichnęłam podczas
gwałtownego hamowania naszego autobusu. Przecież to ja mogłam być w tamtym
autobusie. Gdyby nie Bee, która ubłagała mnie, bym tego dnia pojechała razem z
nią w autobusie One Direction, prawdopodobnie nie byłoby mnie tutaj.
Rozległo się
pukanie do drzwi i chwilę później do pokoju wszedł Harry. Od czasu wypadku
bardzo się mną opiekował, co doceniałam, ponieważ bez pomocy nie byłam w stanie
chociażby zejść po schodach. Nie rozmawialiśmy, ale sama jego obecność była
podnosząca na duchu.
Bez słowa podszedł, by zobaczyć moją nogę. Lekarz wyjaśnił mu
szczegółowo na co ma zwracać uwagę. Zobaczywszy, że opatrunek nieco się
poluźnił, przysiadł na brzegu łóżka i zaczął poprawiać bandaże.
-Wzięłaś lekarstwa? –zapytał, jak zresztą zwykle.
-Tak. –odparłam.
Nagle do pokoju wszedł Louis, bez pytania, wściekły.
-Eleanor wróciła do domu. –powiedział.
-Zrezygnowała z trasy koncertowej? –zapytałam, niedowierzając.
Słyszałam, że dziewczyna bardzo przeżywała to co się stało, ale
nie sądziłam, że całkowicie się wycofa.
-Próbowałeś co mogłeś. –pocieszył przyjaciela Harry. –Może
potrzebuje trochę czasu.
-Musimy wreszcie stanąć na nogi. –Louis podniósł głos. –To co
robimy nie zdaje testu, Jessica i Niall od tygodnia nie wyszli z pokoju.
-Porozmawiam z nimi. –odparłam.
-Zrób tak. Jutro oczekuję wszystkich na lotnisku w stanie, który
nie będzie krzyczał „jestem dwa kroki od śmierci”. –powiedział Louis ostro, a
ja i Harry wzdrygnęliśmy się. –My żyjemy i pora coś z tym zrobić.
Okręcił się na pięcie i wyszedł, a Harry objął mnie i pomógł
wstać.
Louis miał rację. Nie mogliśmy robić tak jak do tej pory. Nikomu
to nie służyło, a życie toczyło się dalej. Jutrzejszy samolot do Hiszpanii
startował z nami czy bez nas.
-Mamy kontrakt. –odezwałam się. –Nie możemy tak po prostu
porzucić swoich zobowiązań. Podasz mi kule?
Zaczęłam wspierać się na nich i iść w stronę pokoju Jess i
Nialla. Mogłam tylko wyobrazić sobie jak czuje się chłopak. To w końcu był jego
pomysł, aby wyruszyć w trasę koncertową, to on zaprosił i rozdzielił nas do
autobusów. I choć wypadek nie był jego winą, doskonale rozumiałam jak musiał
się czuć.
Otworzyła mi
Jessica, która miała zapuchnięte od płaczu oczy, ale jednocześnie minę, która
mówiła „już czas”. Weszłam do środka i z pomocą dziewczyny usiadłam obok
Nialla, który bez ruchu patrzył przed siebie. Przytuliłam go i zaczęłam cicho
do niego mówić. A im więcej mówiłam, tym bardziej płakał. Ja też płakałam, a i
Jessica nie mogła powstrzymać łez. Wszyscy potrzebowaliśmy tego i wiedzieliśmy,
że na długo nie będziemy mogli się otrząsnąć. Jednak nadeszła pora, by podnieść
głowę i kontynuować to, co zaczęliśmy. Tylko w ten sposób wszystko to miało
jakieś znaczenie.
***
Ostatnio doszłam do wniosku, że jestem taka jak Megg.
Dużo przepraszam i obiecuję, a potem znowu robię to samo.
Wiem, że miałam dodawać rozdziały częściej i naprawdę chciałam to robić, ale wyszło jak wyszło.
Może ktoś, kto mimo wszystko co jakiś czas zerka, się ucieszy.
Całuję Was ze skulonym ogonem,
do następnego!