niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 43 "Nieoczekiwany zwrot wydarzeń"



            W tym jednym momencie zdałam sobie sprawę, że nikt mnie nie uratuje. Byłam zdana tylko na siebie. Adrenalina wreszcie doszła do głosu; zaczęłam się wyrywać, krzyczeć i kopać. Walczyłam jak lwica, co zaczęło wreszcie zwracać uwagę ludzi wokoło. Pomyślałam, że może w końcu mi pomogą, ale oni po prostu odsunęli się, przeszli do innej części klubu. Gdy jeden z mężczyzn praktycznie wbił mi swoje palce w miejsce tuż poniżej łokcia, włożyłam całe swoje siły, by się wyrwać.
Udało mi się i to był mój błąd.
            Poleciałam do tyłu, uderzyłam z całej siły głową w ścianę, a potem spadłam na ziemię niczym szmaciana lalka. W kontakcie z zimną, twardą podłogą, usłyszałam trzask w okolicach mojej głowy, a potem poczułam ogromny, palący, pulsujący ból. Trwało to krótko, bo praktycznie natychmiast nastała ciemność i cisza. Przestałam czuć cokolwiek. Mój mózg się wyłączył. Przez moment nie wiedziałam kim jestem, gdzie jestem. Zaczęłam odpływać, oddalać się od samej siebie, aż w końcu, nie było już nic.
***
            Zagubiłam się w czasie. Nie miałam pojęcia ile minut, godzin, czy dni minęło od mojej wizyty w klubie „Underground”, jednak wreszcie, powoli zaczynała wracać do mnie świadomość. Przypomniałam sobie, że poszłam szukać Zayna i ostatecznie nie znalazłam go. Zaczepili mnie trzej mężczyźni i już chcieli mi zrobić coś okropnego, kiedy wyrywając się im, uderzyłam w ścianę i na dobitkę w ziemię. Słyszałam trzask… Jak na zawołanie, poczułam ból w okolicach głowy. Jęknęłam, a mój głos dochodził jakby z daleka. Delikatnie uchyliłam powieki i natychmiast zalało mnie białe światło. Zamknęłam oczy i później otwierałam je znacznie wolniej; Musiała minąć chwila, zanim wreszcie mogłam coś widzieć. Był pogodny dzień, jasne promienie słoneczne wpadały przez okno do małego pomieszczenia, w którym znajdowało się łóżko, szafka, wazon z kwiatami, jakieś aparatury… Oczywiście, byłam w szpitalu.
Obok mojego łóżka siedział najpiękniejszy i najprzystojniejszy chłopak, jakiego kiedykolwiek widziałam; Miał na sobie białą koszulkę i czarne dżinsy. Z szyi zwisał mu zabawny wisiorek, przedstawiający papierowy samolocik, taki jaki każdy dzieciak w swoim życiu przynajmniej parę razy złożył. Chłopak miał brązowe loki okalające jego twarz i zielone, błyszczące oczy, które teraz wpatrywały się we mnie, opuchnięte od płaczu.
-Megg? –zapytał cicho, a ja na dźwięk jego głosu uśmiechnęłam się. Miał przepiękny głos.
Chłopak ścisnął mi dłoń, patrząc na mnie z napięciem. W jego oczach widziałam, że martwi się o mnie, że… jestem dla niego bardzo ważna. Nie spał też dużo, o czym świadczyły jego podkrążone oczy. Mimo to, był piękny. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale chyba nie był w stanie.
Uśmiechnęłam się po raz kolejny i odchrząknęłam.
-Harry. –powiedziałam, na co on wypuścił z siebie całe powietrze, które wstrzymywał.
Wyglądał, jakby kamień spadł mu z serca. Pojedyncza łza spłynęła po jego policzku.
-Pamiętasz mnie. –odparł głosem przepełnionym ulgą. –Wiesz, kim jestem.
-Oczywiście. Jak mogłabym cię nie pamiętać?
-Przez moment pomyślałem… Lekarze nie byli pewni…
Wzmianka o lekarzach spowodowała, że serce zacisnęło mi się kurczowo ze strachu.
-Co mi jest? –zapytałam, a Harry spojrzał na mnie smutno.
-Masz pękniętą czaszkę i wstrząśnienie mózgu. –odpowiedział.
-Długo tu leżę?
-Dwa dni.
Zabrakło mi słów. Nie sądziłam, że tak to wszystko się skończy. Miałam przecież tylko znaleźć Zayna…
-Skoro jednak wszystko pamiętam, to nie jest aż tak źle, co? –spróbowałam się uśmiechnąć, na co Harry kiwnął głową i również uniósł kąciki ust. Widać jednak było, że jest wymęczony psychicznie i, że przydałby mu się odpoczynek.
            Nagle usłyszałam zduszony krzyk i moment później, do pokoju wbiegł Louis.
W pierwszym odruchu chciał się rzucić, by mnie przytulić, ale opanował się w ostatnim momencie.
-Powiedz, że mnie pamiętasz! –wykrzyknął, a ja parsknęłam śmiechem.
-Ciebie nie da się zapomnieć, Louis. –odparłam.
-Harry, wołałeś już lekarza? –zapytał przyjaciela, a gdy ten pokręcił przecząco głową, odwrócił się i skierował do drzwi. –Zaraz wracam.
            W czasie, gdy czekaliśmy na kogoś, kto mnie zbada, ja i Harry rozmawialiśmy na błahe tematy. Wiedziałam, że czeka nas poważna rozmowa o tym, gdzie byłam i co robiłam. Harry na pewno był na mnie zły; Ba, był zły na Louisa, co widziałam, jak był tutaj.
            Do pokoju wszedł lekarz, z plikiem kartek w ręku. Był wysoki, szczupły i sprawiał sympatyczne wrażenie. W jego ciemnych włosach widniały pojedyncze siwe pasma. Był opanowany, biły z niego lata doświadczeń. Za drzwiami został Louis, a obok niego Niall z Jessicą i Liam. Chcieli wejść, ale musieli poczekać, aż doktor mnie zbada. Harry mógł zostać, choć udzielono mu zgody bardzo niechętnie.
Lekarz zaczął mnie badać, a ja przy okazji zdałam sobie sprawę, że na głowie mam ogromny bandaż, przez co pewnie nie wyglądałam najlepiej. Oprócz urazu głowy, miałam stłuczone kolana i łokcie, najpewniej od upadku. Na całych rękach miałam okropnie wyglądające siniaki, skutki szarpania mną przez facetów z klubu. Za każdym razem, gdy lekarz oceniał urazy i je komentował, Harry zaciskał z całej siły zęby. Był wściekły, coraz bardziej; Miał ochotę na mnie nakrzyczeć, widziałam to.
-Wygląda na to, że ostatecznie nic pani nie będzie. –powiedział doktor, uśmiechając się przyjaźnie. –Bandaż zdejmiemy już jutro. Zalecam, by przez kilka tygodni poleżała pani w łóżku, w domu. Nie jest wskazany żaden wysiłek fizyczny. Na następny raz też, proszę uważniej wybierać miejsca, w których się pani bawi.
Mężczyzna zapisał coś na kartce, po czym odwrócił się w kierunku drzwi.
-Panie doktorze? –zawołałam, przerażona jego słowami. –Co miał pan na myśli, mówiąc „żaden wysiłek fizyczny”? Ja jestem tancerką i mam mistrzostwa za niecałe trzy tygodnie!
-Niestety, to nie wchodzi w grę. –odparł lekarz, smutno wzruszając ramionami. –Pod żadnym pozorem nie może pani wziąć udziału w zawodach. Po pierwsze, i tak nie będzie pani w stanie, gdyż przez jakiś czas będzie mieć pani nieskoordynowane ruchy, problemy z równowagą. Po drugie, leki, które będzie pani brała, sprawią, że będzie pani nieco ospała, spokojna i znieczulona. Po trzecie, wysoki wysiłek fizyczny groziłby poważnymi konsekwencjami na pani zdrowiu. Przykro mi.
Po tych słowach, lekarz nacisnął na klamkę od drzwi i wyszedł, wpuszczając do środka Nialla, Jessicę i Liama.
            Ich kształty zamazały się, zaczęłam płakać, nie będąc w stanie nawet tego kontrolować. Łzy spływały mi po policzkach, moim ciałem zaczęły wstrząsać dreszcze.
Ściskałam mocno rękę Harry’ego, który starał się mnie uspokoić, ale nie byłam w stanie. Jessica i Niall stanęli po obu moich stronach, pocieszająco głaszcząc mnie po ramieniu.
-Słyszeliście? –pisnęłam, nabierając powietrza. –Nie… nie mogę tańczyć. C…cały rok poszedł n…na m…marne.
            Nie mogłam uwierzyć, że to się stało. To właśnie dla tańca przecież, przyjechałam do Londynu. To był mój cel, moja szansa na przyszłość. A teraz, w ciągu jednego wieczora, zostałam skreślona. Gdybym nie poszła do klubu…
Chciałam zostać tancerką i miałam szansę, by zostać kimś ważnym. Warsztaty z Travisem i udział w mistrzostwach świata w tańcu mogły zagwarantować mi dobrą, wymarzoną przyszłość; Gdybyśmy wygrali, zapisałabym się na kartach historii.
Nie, to nie mogło się dziać. Nie, nie, nie!
-Spokojnie, to nie koniec świata. –powiedział Harry, starając się mnie pocieszyć.
Wiedziałam jednak, że jedynie Niall i Jess są w stanie mnie zrozumieć.
-Tak mi przykro. –mruknął blondyn, patrząc na mnie ze współczuciem.
-Przysięgam, że znajdę Danielle i ją… -zaczęła Jessica, a ja spojrzałam na nią ze zdziwieniem.
Dziewczyna krzyknęła cicho i zakryła usta dłonią.
-O co chodzi? –zapytałam i nagle wszyscy odwrócili wzrok.
Co jest?! Spojrzałam na Liama, a on z zakłopotaniem odwzajemnił spojrzenie.
-Przysięgam, że gdybym wiedział, że jest zdolna do czegoś takiego… -zaczął, a potem westchnął ciężko. –Zerwałem z nią, oczywiście.
-Co ma Danielle z tym wszystkim wspólnego? –chciałam wiedzieć, czując narastający niepokój.
-To ona wpadła na pomysł wysłania cię do „Underground”. –wyjaśnił. –Umówiła się i spotkała z Zaynem, by zadbać o to, byś go nie znalazła i w tym samym czasie namówiła Perrie, by wysłała cię do tamtego klubu.
Otworzyłam ze zdziwienia usta. Wiedziałam, że ani Danielle, ani Perrie mnie nie lubią, ale żeby posunąć się aż tak daleko…?
-Perrie zadzwoniła do Zayna i przyznała się do tego co zrobiła. –dodał Harry, patrząc na mnie uważnie. –Chciała, by po ciebie pojechał. Dokładnie to zrobił, ale na miejscu ciebie nie zastał. Zaczął pytać ludzi, czy cię nie widzieli, a oni powiedzieli, że podobną dziewczynę zabrało pogotowie jakiś czas temu. Zayn zadzwonił do nas i wszystko wyjaśnił. Wszyscy pojechaliśmy do szpitala i… to tyle. Nikt z nas praktycznie nie spał od dwóch dni, bo czekaliśmy, aż się obudzisz.
-Perrie też tu była. –dodał Louis. –Chciała z tobą koniecznie porozmawiać, jak się obudzisz i cię przeprosić, ale odesłaliśmy  ją. Nie byliśmy pewni, czy będziesz w ogóle chciała z nią rozmawiać.
            Drzwi się otworzyły i do środka weszła Eleanor.
-Dostałam smsa, że się obudziłaś! –wykrzyknęła i podeszła do mojego łóżka. Delikatnie pocałowała mnie w policzek.
-Czuje się dobrze. -uśmiechnęłam się. –Wypisują mnie jutro rano.
Humor odrobinę mi się poprawił, choć cały czas czułam rozpacz i ogromny smutek, że nie będę mogła zatańczyć na mistrzostwach.
-Travis z grupą będą chcieli cię odwiedzić. –powiedziała Jess, głaszcząc mnie po ręce. –Możesz być pewna, że gdy się dowiedzą o tym, co Danielle zrobiła, wykopią ją z ułamku sekundy.
-Nie. –odparłam, na co uniosła brwi. –Nie mówcie im. Wystarczy, że ja nie będę mogła zatańczyć. Nie zniosłabym, gdybym zepsuła wam występ.
-Ale…
-Wiem, że nie powinno jej to ujść na sucho. –wyjaśniłam. –Ważniejsze jest jednak to, by nasz układ i występ wypalił. Zbyt dużo wysiłku włożyliśmy w to wszystko, by teraz poszło to na marne.
-Nie znoszę jej. –wycedziła Jess, patrząc gdzieś w dal. –Obiecuję, że odegram się jakoś na niej.
-Tak. –poparł ją Niall. –Możesz być pewna, że te ostatnie dni treningów będą dla niej prawdziwą męczarnią.
Uśmiechnęłam się lekko, ale prawda była taka, ze nic nie było w stanie mnie pocieszyć.
Widziałam też, jak bardzo Liam jest przybity. Bądź co bądź, kochał Danielle; Wiadomość, że jego dziewczyna nie do końca jest normalna, na pewno się na nim odbiła. Nawiązałam z nim kontakt wzrokowy, a on z wdzięcznością przyjął moje wyrazy współczucia. Musiałam porozmawiać z nim, kiedy będziemy na osobności.
-Cieszę się, że przyszliście wszyscy, by mnie zobaczyć. –powiedziałam, patrząc po kolei na każdego z nich. –Ale widzę, że jesteście padnięci, więc idźcie do domu i prześpijcie się chociaż trochę. Mi nic nie jest, więc nie martwcie się.
-Tak, idźcie. –poparł mnie Harry. –Ja z nią zostanę.
Już chciałam powiedzieć, żeby i on poszedł trochę odpocząć, ale gdy zobaczyłam jego spojrzenie, natychmiast zamknęłam usta.
            Moi przyjaciele pożegnali się ze mną, jeszcze raz mówiąc jak się cieszą, że nic mi nie jest. Gdy wyszli, wzięłam głęboki oddech. Harry głaskał wnętrze mojej dłoni, uspakajając mnie.
-Powinienem na ciebie teraz nakrzyczeć, ale jakoś nie mam serca. –powiedział cicho, patrząc na mnie swoimi cudownie zielonymi oczami.
-Myślałam, że Zayn ma kłopoty. –odparłam. –Jeśli stałaby mu się krzywda, to byłoby przeze mnie. Nie darowałabym sobie, gdyby… -przerwałam, czując, że w gardle pojawia mi się gula. Znowu chciałam płakać.
-Nic mu nie było. –powiedział ponuro Harry. –Poszedł do pubu się napić, a potem spotkał się z Danielle, bo tamta go poprosiła. Nie planował sobie nic zrobić.
-Skąd mogłam wiedzieć? –odparowałam. –Louis stwierdził, że…
-Ach, ten Louis. –przerwał mi chłopak. –Byłem na niego zły jak cholera. To on podsunął ci te myśli.
-Nie myślmy już o tym, Harry. –poprosiłam go. –Moglibyśmy zwalić winę na każdego; Na Danielle, na Perrie, na Louisa, na Zayna… Ale stało się i tyle. Koniec tematu.
-Ale teraz nie możesz zatańczyć w mistrzostwach. A to był twój cel, powód, dla którego tu w ogóle przyjechałaś.
-Wiem. –posmutniałam. –Nie będę kłamać, że to nie było dla mnie ważne... Co więcej, niedługo będę musiała wrócić do domu.
-Co takiego? –Harry zamarł, przestając mnie na chwilę gładzić po ręce.
-Ja jestem niepełnoletnia, Harry. –spojrzałam na niego smutno. –Warunkiem przyjechania tutaj, było uczęszczanie na treningi Travisa. Gdybyśmy wygrali na mistrzostwach, prawdopodobnie otrzymałabym jakieś oferty pracy i być może wtedy mogłabym zostać. Ja jednak nie zatańczę, więc… wracam do domu. Rodzice nie zgodzą się, bym została. Zresztą, nie byłoby nawet sensu.
-Nie byłoby sensu? –powtórzył, puszczając moją dłoń. –A co ze mną? Czy ja też jestem bez sensu?
-Och, Harry… Oczywiście, że nie. –powiedziałam. –Po prostu…
-Twoi rodzice nie wiedzą o wypadku. –odparł. –Po prostu powiedz im, że nadal tańczysz.
-Mistrzostwa będą w telewizji. Zobaczą, że mnie tam nie ma.
Harry bezsilnie ukrył twarz w dłoniach.
-Nie możesz tak po prostu wyjechać. -wyszeptał. –Nie pozwolę ci.
-Mam siedemnaście lat. Być może za rok…  -zagryzłam wargę. –Ale nawet wtedy, nie sądzę, by było to możliwe. Nie mam tylu pieniędzy, by opłacić tutejszy pobyt. Muszę znaleźć sobie pracę… Nie, Harry. –położyłam mu palec na ustach, gdy chciał się odezwać. –Wiem, co powiesz, ale ja nie uznaję brania pieniędzy od kogoś. Wiem, że jesteś bogaty, wiem, że dodatkowa osoba na utrzymaniu nie robi ci różnicy. Ja jednak muszę coś robić, chcę być niezależna. Rozumiesz mnie?
-Nie. –odparł, patrząc na mnie intensywnie. –Megg, damy radę. My zawsze dajemy radę. Pójdziesz na inne warsztaty, a pracę na pewno znajdziesz. Jak nie teraz, to za kilka miesięcy, może dopiero za rok. Mistrzostwa świata to nie wszystko. Pomyśl o tym, jak dużo się nauczyłaś od Travisa. Czy ty naprawdę sądzisz, że nie znajdziesz pracy po jego warsztatach?
Moje serce zaczynała napełniać nadzieja. Być może Harry miał rację?
Chłopak wstał, nachylił się i bardzo delikatnie mnie pocałował.
-Oj. –mruknęłam, odpychając go. –Wybacz, ale nie bardzo teraz mam ochotę. –uśmiechnęłam się, widząc jego minę. –Muszę umyć zęby i przede wszystkim zdjąć ten okropny bandaż. W tej chwili czuję się naprawdę aseksualna.
-Jak dla mnie, jesteś piękna i seksowna, jak zawsze. –odparł, uśmiechając się. W jego policzkach pojawiły się dwa, urocze dołeczki. Wyglądał jak anioł.
-Chodź tutaj –powiedziałam i posunęłam się, by Harry mógł zmieścić się obok mnie.
Położył się na szpitalnym łóżku, a ja objęłam go mocno.
-Cieszę się, że cię mam. –wymruczałam do niego.
-A ja się cieszę, że żyjesz. –odparł. –I, że mnie pamiętasz.
Zachichotałam i zerknęłam na niego. Harry patrzył na mnie z miłością i ciepłem. Uwielbiałam u niego takie spojrzenie.
-Śpijmy. –powiedziałam. –Jestem trochę zmęczona i ty na pewno też.
-Okej. –zgodził się mój chłopak, obejmując mnie mocno. –Dopóki pielęgniarki mnie stąd nie przepędzą.
-Nie pozwolę im. –odparłam i od razu poczułam, że oczy mi się zamykają.
            Zasypiając, cieszyłam się, że nic poważnego mi się nie stało, ale też czułam smutek, że moja wielka szansa na mistrzostwach została mi odebrana. Po za tym, Harry był ze mną i to było najważniejsze. Zastanawiał mnie jedynie fakt, dlaczego Zayn nie przyszedł mnie odwiedzić. Byłam trochę rozczarowana; W końcu jechałam do „Underground”, by go ratować, specjalnie dla niego tak się poświęciłam. Chciałam też upewnić się, czy wszystko z nim w porządku. Wiadomość o mojej ewentualnej ciąży musiała mocno nim wstrząsnąć. Czy nie chciał już mnie znać? Może nie obchodziło go, czy wyzdrowieję? A może dostał smsa, że się obudziłam, tak jak Eleanor, ale stwierdził, że nie chce mnie widzieć osobiście?
Zraniłam go tyle razy, że miał do tego prawo, jednak fakt, że on jako jedyny mnie nie odwiedził, bolało.
            Oddech Harry’ego zrobił się miarowy i wiedziałam, że już zasnął. Wsłuchałam się więc w spokojny rytm jego serca i powoli odpłynęłam.
***
            Obudziła nas pielęgniarka, która przyniosła dla mnie zestaw leków. Był już wieczór, około godziny dwudziestej pierwszej. Harry mruknął coś, a potem przewrócił się na drugi bok. Ja usiadłam i połknęłam wszystkie tabletki, które mi zlecono. Pielęgniarka wzięła ode mnie jednorazowy kubeczek, kiwając z zadowoleniem głową.
-Kolejna porcja rano. –powiedziała cicho, nie chcąc budzić Harry’ego. –Normalnie nie pozwalamy na coś takiego –dodała, wskazując na chłopaka. –ale tym razem przymknę na to oko.
-Dziękuję. –uśmiechnęłam się do niej.
-I jeszcze jedno. Jakiś chłopak chce z tobą rozmawiać. Nazywa się Zayn Malik. Mam go wpuścić?
Zerknęłam na Harry’ego, który spał twardo po mojej prawej stronie.
-Tak, proszę go wpuścić. –szepnęłam.
Pielęgniarka kiwnęła głową i wyszła. Chwilę później, do środka wszedł Zayn.
Przyłożyłam palec do ust i skinęłam głową na Harry’ego. Czarnowłosy pokiwał głową i delikatnie zamknął za sobą drzwi.
Podszedł do mnie, trzymając ręce w kieszeniach.
-Hej. –powiedział, lustrując mnie wzrokiem. –Ładnie wyglądasz.
Parsknęłam śmiechem. Dobrze było wiedzieć, że czarnowłosy wciąż ma poczucie humoru.
-Wszystko u ciebie w porządku? –zapytałam, a on wzruszył ramionami.
-Bywało lepiej. –odparł.
Odwróciłam wzrok, zastanawiając się co powiedzieć. Czy poruszyć temat mojej mniemanej ciąży?
-Hej, Megg… -odezwał się czarnowłosy, więc spojrzałam na niego znowu. –To, co zrobiłaś dla mnie… było bardzo odważne.
-Nie ma sprawy. Na pewno zrobiłbyś dla mnie to samo.
-Oczywiście, bez zastanowienia. Ale ja, to ja. Nie spodziewałem się jednak tego po tobie.
-Naprawdę? –uśmiechnęłam się, choć wiedziałam, że Zayn nie powiedział tego jako komplement.
-Chciałem ci podziękować. –powiedział, podsuwając sobie krzesło i siadając na nie. –I powiedzieć, że jesteś niesamowicie głupia.
Zayn uśmiechnął się i pokręcił głową.
-Co ty sobie myślałaś, jadąc sama do „Underground”? –zapytał.
-Byłam pewna, że leżysz gdzieś tam naćpany albo gorzej… -wyjaśniłam. –Nie bardzo wtedy myślałam. Po prostu ruszyłam ci na ratunek.
-Megg, Megg, Megg… -czarnowłosy zaśmiał się, chcąc nie chcąc. –Jesteś w gorącej wodzie kąpana, wiesz o tym? I masz nauczkę. Słyszałem, że nie możesz tańczyć w mistrzostwach.
-To prawda. –przyznałam smutno.
-Nie przejmuj się. –czarnowłosy mrugnął do mnie pocieszająco. –Masz dopiero siedemnaście lat, wszystko przed tobą.
Uśmiechnęłam się; Oby miał rację.
-Hej, Zayn? –zagryzłam wargę, odwracając wzrok. –Nie jestem w ciąży, wiesz o tym?
-Tak, wiem. –odparł chłopak, nagle się spinając.
-To była głupia sytuacja…
-Nie musisz się przede mną tłumaczyć, Megg. –powiedział Zayn. –Wiadomo przecież, że jest taka możliwość. Ja sam niepotrzebnie tak mocno zareagowałem. Po prostu przez pewien okres czasu myślałem, że to ja… -czarnowłosy przerwał i pokręcił głową, spuszczając wzrok. –Zresztą nieważne. Następnym razem będę już bardziej przygotowany.
            Harry mruknął coś przez sen i poprawił się na poduszce.
-Chyba powinienem już iść. –powiedział cicho Zayn. Wstał i odstawił krzesło na miejsce. –Cieszę się, że nic ci nie jest. No, pomijając kwestie taneczne. –nachylił się i pocałował mnie w policzek, drapiąc lekko swoim zarostem. –Dobrze cię było zobaczyć.
-Dzięki, że wpadłeś. –odszepnęłam i uśmiechnęłam się. Odprowadziłam go wzrokiem, aż wyszedł, kiwając mi jeszcze przez szybę w drzwiach.
            Westchnęłam, układając się z powrotem do spania. Harry automatycznie mnie objął. Leki spowodowały, że znowu poczułam się strasznie zmęczona. Podejrzewałam, że wstanę dopiero rano, by zmierzyć się z kolejnym dniem. I chociaż nie czekały mnie już treningi z Travisem, był ze mną mój Harry, a także przyjaciele, w tym Zayn, z którym rozmowa przebiegła lepiej, niż bym się spodziewała. Po raz pierwszy od dłuższego czasu dostrzegłam szansę, byśmy znowu się zaprzyjaźnili.
            Zamknęłam oczy, zapadając w krainę snów.

***
Siemka!
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał, chociaż zapewne był dużym zaskoczeniem ;)
 Dodany szybko + jest długi. 
Dzięki za wasze komentarze, zwłaszcza te długie -uwielbiam je! :D
I do zobaczenia w następnym rozdziale!
xoxo

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 42 "Cena"



Zayna nie było w swoim hotelu, co jednak jakoś specjalnie mnie nie zdziwiło. Wiedziałam, że znalezienie go nie będzie łatwym zadaniem. Po tym, jak przeszukałam wszystkie miejsca, w których spodziewałabym się go znaleźć, postanowiłam zadzwonić do Perrie. Być może ona wiedziała, gdzie może być. Może był z nią.
-Halo? –zaśpiewała była dziewczyna Zayna po drugiej stronie telefonu.
-Hej, Perrie. Tu Megg. –powiedziałam wolno, niepewna jej reakcji. Nienawidziła mnie, czemu się nie dziwiłam; W końcu odbiłam jej chłopaka. –Proszę, nie rozłączaj się.
-Czego chcesz? –wycedziła, a ja mogłam usłyszeć jak bardzo jest na mnie zła.
-Nie wiesz może, gdzie jest Zayn? –zapytałam, zagryzając nerwowo wargę.
-Żartujesz? –Perrie roześmiała się bez krzty wesołości. –Naprawdę masz tupet, dzwoniąc z tą sprawą do mnie. Dlaczego miałabym ci powiedzieć, gdzie jest?
-Bo myślę, że Zayn ma kłopoty. –odparłam cicho.
-Dlaczego tak sądzisz?
-Po prostu to wiem. –westchnęłam. –Perrie, to nie czas na nasze kłótnie. Teraz najważniejsze jest to, bym go znalazła i przemówiła mu do rozumu. Błagam, jeśli masz pomysł, gdzie może być, powiedz mi.
W słuchawce zapadła cisza. Wiedziałam, że Perrie najchętniej wyzwałaby mnie od najgorszych, a potem rozłączyła się, ale tak samo jak mnie, zależało jej na czarnowłosym.
-Wiem, gdzie jest. –powiedziała. –Jest takie miejsce, gdzie zawsze ucieka, gdy… nie wszystko idzie po jego myśli, łagodnie mówiąc. Sama bym tam poszła, ale jak się domyślam, to znowu ma wszystko związek z tobą. –wściekłość w głosie dziewczyny była aż nadto słyszalna. –Wiedz, że pomagam ci tylko ze względu na niego.
-Wiem. I dziękuję ci za to.
-Jest w klubie Underground, na samym końcu Londynu. To kompletna dziura, bardzo tam niebezpiecznie. Chodzą tam ludzie, którzy nie mają nic do stracenia.
-Okej, złapię taksówkę.
-I, Megg… -dodała jeszcze Perrie. –Sam fakt, że Zayn tam poszedł… Cóż, spodziewaj się najgorszego.
Serce boleśnie zacisnęło mi się w piersi. Przełknęłam ślinę i powiedziałam coś na kształt podziękowania i pożegnania. Gdy się rozłączyłam, natychmiast przywołałam taksówkę i podałam adres. Kierowca spojrzał na mnie spod uniesionych brwi, ale nie zadawał pytań. Usiadłam głębiej na tylnim fotelu i zamknęłam oczy.
Co mogłam zastać w klubie Underground? Po co Zayn tam poszedł?
Im bardziej oddalaliśmy się od centrum Londynu, tym bardziej opustoszała i ponura okolica się stawała. Nerwowo przeczesywałam wzrokiem otoczenie; Co jakiś czas pojawiali się mężczyźni w kapturach. W wszechobecnej ciemności było widać jedynie żarzące się końcówki ich papierosów i skrętów.
Taksówka zatrzymała się, a ja zapłaciłam za kurs. Pełna strachu i niepewności, wysiadłam i skupiłam wzrok na czerwonym, mrugającym szyldzie z napisem „Underground”. Do klubu prowadziły strome schody w dół, a przed nimi stał barczysty mężczyzna z surowym spojrzeniem. Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się nieporadnie.
-Mogę wejść? –zapytałam, na co spojrzał na mnie z rozbawieniem.
-Idź do domu, dziecko. –powiedział. –Nie znajdziesz tu niczego dla siebie.
-Mój przyjaciel tu jest.
-A więc pewnie nie chce, by ktokolwiek go znalazł.
-Błagam pana, ja muszę tam wejść. –zrobiłam krok do przodu. –To bardzo ważne.
Ochroniarz westchnął i wzruszył ramionami.
-Jak chcesz, bardzo proszę. –odparł. –Ale dobrze ci radzę…
Nie usłyszałam jego rady, bo już byłam w połowie schodów na dół. Głośna, dudniąca muzyka atakowała moją głowę, potężne basy wstrząsały podłogą.
            Weszłam do środka i moim oczom ukazało się ciemne, zadymione pomieszczenie, w którym przebijały się smugi czerwonego światła. Panował tu ogólny hałas; zewsząd dobiegały mnie śmiechy, krzyki i odgłosy, których nie powinno być słychać w ogólnodostępnym, publicznym klubie. Moim oczom ukazała się para, która namiętnie oddawała się sobie w kącie pomieszczenia. Byłam pewna, że spotkałabym jeszcze i osiem takich par, gdybym wytężyła wzrok. Szłam do przodu, mając mocno ograniczone widzenie. Czasem wpadałam na kogoś, czasem ktoś wpadał na mnie, rozlewając mi na bluzkę kufel piwa. Nigdzie nie było ani śladu Zayna. Zaczynałam się robić coraz bardziej niespokojna. Kilka razy ktoś próbował zaciągnąć mnie do tańca, nieraz zostawałam klepnięta w tyłek.
             Po męczących i upokarzających kilku minutach stwierdziłam, że czarnowłosego tutaj nie ma. Wyminęłam sporą grupkę ćpunów, wymachujących igłami w ręku.
Przełknęłam ślinę i skierowałam się do wyjścia. Już miałam wejść na schody, kiedy trzech mężczyzn zastąpiło mi drogę. Byli wysocy, młodzi i łysi. Powieki lekko im opadały, cuchnęło od nich chemią i alkoholem. Wyglądali potężnie i niebezpiecznie.
Przeklęłam się, że przyjechałam tu sama. Co ja sobie w ogóle myślałam?
-Wybierasz się dokądś, ślicznotko? –zapytał jeden z nich, na co pozostała dwójka zarechotała gardłowo.
Moje serce ścisnęło się boleśnie. Gdzie, do cholery, jest Zayn?

~~Perrie~~
            Bębniłam palcami o szklaną powierzchnię blatu coraz głośniej i głośniej. Non stop zagryzałam wargę i marszczyłam brwi. Czułam się podle z tym, co zrobiłam.
Wysłałam Megg do najprawdopodobniej najgorszego i najniebezpieczniejszego miejsca w Anglii. Co było ze mną nie tak? Gdy tylko dowiedziałam się o tym, że odbiła mi Zayna, miałam ochotę ją zabić, dosłownie. Byłam gotowa ją zniszczyć, pozwalałam Danielle pogłębiać moją nienawiść do Megg. To ona wpadła na pomysł wysłania Megg do „Underground”. Zgodziłam się wtedy bez wahania, jednak teraz miałam mieszane uczucia. Serce waliło mi młotem w piersi, nie mogłam skupić się na niczym innym.
            Zayn opowiadał mi o „Underground”; Był tam kilka razy, na początku swojej kariery z One Direction, kiedy nie mógł sobie poradzić z presją związaną ze wciąż narastającą sławą. Mówił, że można tam było spotkać każdego. Tam nie było barier, ludzie chodzili wiecznie naćpani i przypici. Gdy się tam było, czas płynął inaczej. Zayn miał jednak pieniądze i pewne znajomości, więc nigdy nic mu nie zagrażało w „Underground”. Dla Megg z kolei, wizyta tam oznaczała… coś naprawdę niedobrego.
Zaczynało do mnie docierać, że mogę ją naprawdę skrzywdzić. Przez głowę przeszła mi myśl, że gdyby stamtąd nie wróciła... Miałabym jej życie na sumieniu.
            Drgnęłam, gdy metr ode mnie rozdzwonił się telefon. Drżącą ręką sięgnęłam po niego i zerknęłam na wyświetlacz. To była Danielle. Odebrałam, ale nie byłam w stanie się odezwać.
-Edwards, jesteś tam? –zapytała głośno Danielle, głosem bardzo zadowolonym z siebie. –Wszystko załatwione?
Przełknęłam gulę, która nagle pojawiła się w moim gardle.
-Tak. Ale, Danielle… -powiedziałam cicho. –To chyba nie był zbyt dobry pomysł. Megg może stać się poważna krzywda.
-Nie sądzisz, że jej się to należy? –niedowierzanie w głosie Danielle było aż nadto słyszalne.
-Przecież my nie wiemy, na co dokładnie ją naraziłyśmy!
-Ależ wiemy. Naćpani kolesie ją zaczepią, zaciągną do ciemnego, strasznego miejsca i zrobią jej kuku.
-Co? –poczułam, że zbladłam. –Danielle…
-Daj spokój, nie myśl o tym. Zresztą, i tak już za późno. Nie zapominaj, że poderwała twojego chłopaka i przespała się z nim. Zasługuje na wszystko co najgorsze.
Wyobraziłam sobie Megg i Zayna, spotykających się w tajemnicy, idących do łóżka.
To przez nią straciłam najważniejszą osobę w moim życiu. Być może faktycznie należała jej się nauczka?
            Biłam się z własnymi myślami; Słyszałam pisk gotującej się wody w czajniku, ale nie ruszyłam się, by go wyłączyć. Danielle czekała po drugiej stronie telefonu, aż jej odpowiem. Westchnęłam i rozłączyłam się. Nie chciałam z nią rozmawiać. Sam fakt, że nie czuła żadnych wyrzutów sumienia, sprawił, że zaczęłam poważnie zastanawiać się nad jej osobą. Ja przynajmniej czułam się źle z tym co zrobiłam. To już świadczyło o mnie nienajgorzej, czyż nie?

~~Megg~~
            W klubie „Underground” było zdecydowanie zbyt dużo ciemnych, opustoszałych kątów. Zostałam zapędzona w jeden z nich, otoczona przez trzech, niebezpiecznych facetów. Nie miałam możliwości ucieczki i nawet mój protestujący, donośny głos nie sprawił, że ktokolwiek zainteresował się moim położeniem. Ludzie w klubie zdawali się mnie nie zauważać. Może takie sytuacje zdarzały się tutaj niemal codziennie i nikogo nie obchodził los ofiary? Być  może byłam po prostu kolejną, młodą dziewczyną, która miała pożałować, że się tu znalazła.
-Zostawcie mnie. –powiedziałam po raz setny, próbując ich wyminąć.
W odpowiedzi usłyszałam tylko śmiech. Jeden z mężczyzn złapał mnie za tyłek, podczas gdy drugi boleśnie wbił swoje palce w moje ramiona.
Nie miałam drogi ucieczki, nie wiedziałam co robić. Ochrony tutaj nie było, większość ludzi była naćpana i zapewne nie do końca ogarniała otoczenie. Jeszcze nigdy w życiu się tak nie bałam. Telefon mi brutalnie odebrano i roztrzaskano o podłogę, na której walały się pojedyncze strzykawki. Co ja sobie myślałam?
-Zabawimy się, maleńka. –usłyszałam jak przez mgłę. –I nie krzycz, bo to nie ma sensu.
            Chyba nie byłabym nawet w stanie krzyczeć. Moje gardło było kurczowo ściśnięte przez przerażenie i szok. Nie płakałam, pewnie za sprawą adrenaliny. Słowa i śmiechy potężnych facetów ginęły w dudniącej, ryczącej muzyce. Ich ręce zaczęły wędrować po całym moim ciele. Zamknęłam oczy.

***
 Hej ;)
Wiem, że rozdział krótki, ale tylko tyle dałam radę napisać. 
Wstawiłam, bo nie chciałam byście czekali znowu kolejny tydzień.
Teraz szykuje się w szkole względny luz, więc mam nadzieję, że będę mieć więcej czasu na pisanie. 
Mam nadzieję, że wciąż jesteście ze mną. 
xoxo