czwartek, 9 lutego 2017

2.5 "Znaczenie"



            Leżałam na łóżku wpatrując się w biały, skośny sufit, który przecinała drewniana belka. Z zamkniętej łazienki dochodziły odgłosy włączonego prysznica, co relaksowało mnie w dziwny sposób. Westchnęłam i obróciłam się na bok, wsuwając dłonie pod głowę. Zamknęłam oczy.
-Śpisz? –usłyszałam nagle, czując delikatny dotyk dłoni, odgarniającej mi włosy z twarzy.
Otworzyłam oczy i ujrzałam Liama, owiniętego białym ręcznikiem w pasie, patrzącego na mnie troskliwie. Zarumieniłam się widząc go takiego półnagiego. Wstałam i uśmiechnęłam się zawstydzona.
-Chyba na chwilę przysnęłam. –wyjaśniłam. Splotłam palce, nie wiedząc co zrobić z rękoma.
-Trochę zasiedzieliśmy się wczoraj. –odparł Liam, a po jego twarzy widać było, że ma wyrzuty sumienia. –Nie możemy tak robić, bo nie będziesz mieć energii na taniec.
-Ja mam zawsze dużo energii. –powiedziałam natychmiast. –Po za tym, zawsze można zdrzemnąć się w ciągu dnia.
Chłopak uśmiechnął się lekko; Chyba spodobała mu się moja odpowiedź. Wyciągnął rękę i złapał za kosmyk moich włosów, a potem delikatnie założył mi go za ucho.
Przysunęłam się bliżej i wtem poczułam jego usta na moich. Zadrżałam i pozwoliłam mu się objąć w pasie. Jego dłonie były duże, ciepłe i stanowcze, gdy przyciągnął mnie za biodra jeszcze bliżej siebie. Stanęłam na palcach, aby nie musiał się tak mocno schylać. Wczorajszego wieczora całowaliśmy się leżąc na łóżku, przez co było nam wygodniej, jednak było coś ekscytującego w tym, że stojąc tak nade mną górował i, że gdyby chciał to mógłby prawdopodobnie unieść mnie jedną ręką.
W stosunku do niego byłam bardzo drobna i przede wszystkim niska. Moja budowa i sylwetka zawsze była moim kompleksem, obawiałam się, że żaden mężczyzna nie będzie mnie traktował poważnie. Liam traktował mnie tak, jak każda kobieta chce być traktowana; Był opiekuńczy i kurtuazyjny, ale gdy trzeba było -stanowczy, zdecydowany i wcale nie delikatny.
-Och, Bee. –wymruczał, gdy się od siebie na chwilę oderwaliśmy. –Zupełnie mącisz mi w głowie.
-I vice versa. –odparłam, czując jak moje serce trzepocze niczym skrzydła motyla.

~~Megg~~

            Zapięłam walizkę i wstałam, głośno wzdychając. Pakowanie nie należało do najłatwiejszych zadań. Rozejrzałam się po pokoju. Leżało tu wciąż kilka rzeczy należących do Bee. Gdzie ona się podziewa? Domyśliłam się tego od razu, gdy weszła, cała zarumieniona, ze spojrzeniem mówiącym całą prawdę.
-U Liama wszystko w porządku? –zapytałam, ukrywając uśmiech.
-Uhm. –odparła, nieobecna myślami.
-Pomóc ci w pakowaniu?
-Uhm.
Uśmiechnęłam się tym razem szeroko i pokręciłam głową. Dziewczyna nie wiedziała prawdopodobnie gdzie się teraz znajduje.
-Idę zobaczyć do innych. –powiedziałam, chcąc dać jej nieco prywatności.
-Hej, Megg? –odezwała się niespodziewanie.
-Tak?
-Liam zaprosił mnie do swojego autobusu dzisiaj. –uśmiechnęła się nieśmiało. –Czy mogłabyś pójść tam razem ze mną? Chociaż do pierwszego postoju.
-Będzie trochę tłoczno. –nie chciałam powiedzieć jej jak bardzo niezręcznie bym się czuła.
-Proszę. –zrobiła błagalną minę. –Nie znam tam dobrze nikogo. Z tobą będzie mi raźniej.
-No dobrze. –zgodziłam się po dłuższej chwili. –Czekam na zewnątrz.
Wyjechałam z walizką na korytarz, gdzie stała już Jess, oparta o ścianę.
-Gotowa? –zagadnęłam. –Ponoć jadę dzisiaj z wami.
Lada moment mieliśmy wyruszyć autobusami do Anglii, gdzie odbywał się koncert, na którym wreszcie występowaliśmy wszyscy razem.
-Naprawdę? –ucieszyła się rudowłosa i przybiła mi piątkę. –Nie pożałujesz. Zobaczysz, to co Louis wyprawia…
            Nikt nie sprzeciwił się temu, żebym dołączyła do pierwszego autobusu. Nie wiem czemu, spodziewałam się, że Harry lub Zayn będą kręcić nosami. Jednak wszyscy przyjęli to entuzjastycznie, a nawet Eleanor nic nie powiedziała.
Wyruszyliśmy w trasę i mimo, że było nas dziesięć, a więc osiągnęliśmy maksymalną liczbę osób w autobusie, nadal było bardzo komfortowo. W przeciwieństwie do drugiego autobusu, tutaj było o wiele głośniej. Co chwila ktoś grał, śpiewał lub puszczał muzykę. Bee była zachwycona, nie odstępowała Liama o krok, który szczegółowo oprowadzał ją po pojeździe.
Ja usiadłam z Jess i Niallem. Graliśmy w karty i pogrążyliśmy się w rozmowie. Harry i Chloe gotowali coś w kuchni i byli tak zadowoleni i roześmiani, że choć powinnam się dla nich cieszyć, odwróciłam wzrok i staram się na nich nie patrzeć.
Louis zaczął się przebierać w najdziwniejsze ubrania i tańczyć po całym autobusie. Zaczepiał po kolei każdego z nas i wkrótce wszystkim udzielił się jego humor. Udało mi się nawet rozśmieszyć Eleanor, przez co zakiełkowała we mnie nadzieja, że może nie wszystko jest z nią stracone.
Zayna nie było nigdzie widać; Niall powiedział, że zapewne poszedł spać. Ostatnimi czasy podobno tylko to robił. Coraz bardziej się o niego martwiłam i chciałam porozmawiać z nim przy najbliższej okazji.
            Okazja nadarzyła się szybciej niż się spodziewałam. Gdy zatrzymaliśmy się na stacji, by zatankować benzynę, kierowca wykrył usterkę, którą musiał naprawić. Zobaczyłam, że Zayn idzie na bok na papierosa, więc pobiegłam za nim.
-Poczęstujesz mnie? –zapytałam.
-Myślałem, że już nie palisz. –odparł półprzytomnie. Oczy miał w połowie zamknięte.
-Raz na jakiś czas można zrobić wyjątek. Po za tym, chciałam z tobą pogadać.
Czarnowłosy wyciągnął ku mnie paczkę Marlboro czerwonych. Równocześnie odpaliliśmy swoje papierosy.
-Coś złego ostatnio się z tobą dzieje. –zaczęłam bez żadnych wstępów. –Jesteś nieobecny, zamknięty. Mówią, że…
-Kto mówi? –przerwał mi, nagle zirytowany.
-Twoi przyjaciele.
Zayn uśmiechnął się pod nosem.
-Przyjaciele…? –powiedział cicho. –Mówisz o nich? –kiwnął głową w kierunku autobusu. –Nie pamiętam kiedy ostatnio mogłem nazwać ich przyjaciółmi.
-Nie mów tak.
-I co ci powiedzieli? –chłód bił z jego oczu. –Że jestem jakimś ćpunem? Że się staczam? Że trzeba mi pomóc?
-A nie jest tak? –zapytałam najdelikatniej jak mogłam.
-Nie. –odparł krótko. –Moje życie, moja sprawa.
-Mogłabym…
-Niczego od ciebie nie chcę. Wystarczyło, że dałaś mi ostatnio nadzieję.
-Przepraszam. –zwiesiłam głowę. –Ale ustaliliśmy przecież, że…
-Powiedz, Megg. –chłopak rzucił niedopałek na ziemię i zgasił go nogą. –Ile razy można wciąż niszczyć tą samą osobę?
Po czym wsadził ręce w kieszenie i odszedł w stronę autobusu.
Dostałam odpowiedź na pytanie czy między nami jest wszystko w porządku. Nie jest.
Kierowca szybko uporał się z usterką i ani się obejrzeliśmy a wróciliśmy w trasę. Mój humor spadł diametralnie. W milczeniu patrzyłam przez okno, pozwalając błądzić myślom. Niall wyciągnął gitarę i zaczął na niej przygrywać spokojną melodię.
            Szybko zapadła noc. Zayn zwolnił duży pokój dla mnie i dla Bee. Z ulgą ułożyłam się do snu.
-Wszystko w porządku, Megg? –zapytała Bee, kładąc się obok mnie.
-Jasne, po prostu jestem zmęczona. –skłamałam. Widziałam, że dziewczyna była szczęśliwa i podekscytowana całą tą nową sytuacją z Liamem. Nie chciałam jej tego odbierać.
-W takim razie dobranoc. –powiedziała i zgasiła lampkę.

~~Bee~~

            Obudził mnie straszny huk i gwałtowne szarpnięcie. W ostatniej chwili zamortyzowałam swój upadek z łóżka. Usłyszałam jęk Megg.
-Jesteś cała? –zapytałam, wstając.
Dziewczyna nieprzytomnie potaknęła.
-Idę sprawdzić o co chodzi. –powiedziałam.
Wyszłam na korytarz, gdzie wszyscy byli już na nogach. Zaspani, rozglądali się na boki. Autobus stanął w miejscu i nie jechał dalej.
-Co się dzieje? –zapytałam.
-Liam poszedł do kierowcy zapytać. –odparł Louis.
Wszyscy zdążyli już się rozbudzić i w ich oczach wyraźnie widoczny był niepokój.
Po minucie wrócił Liam. Na twarzy miał wymalowaną zgrozę.
-Wypadek. –wykrztusił. –Drugiego autobusu.
Wszyscy rzuciliśmy się do drzwi. Było ciemno, ale szybko zlokalizowaliśmy miejsce zdarzenia. Przed naszym autobusem, jakieś sto metrów dalej, był drugi autobus; Wywrócony do góry nogami, zniszczony i zgnieciony niczym puszka. Krzyk uwiązł mi w gardle. Wkrótce zapanował chaos, zewsząd zaczęły migać światła, nieprzytomnie widziałam nadjeżdżającą policję i pogotowie ratunkowe. Ludzie mówili coś wokół mnie, ale nie potrafiłam rozróżnić pojedynczych słów. W którymś momencie Liam objął mnie i powiedział, abym nie patrzyła.
Serce zaczęło mi tłuc się w piersiach, w gardle urosła gula.
„Są ofiary” –dochodziły do mnie strzępki informacji. „Proszę się odsunąć, zrobić miejsce ratownikom”, „Próbował wyprzedzić…”, „Z ciężarówką”, „Kierowca również nie żyje”.
Za każdym razem gdy zbierałam się w sobie, by się odezwać, nagły skurcz ogarniał całe moje ciało. Liam mocno mnie trzymał, próbował odciągnąć od miejsca zdarzenia.
-K… kto –wyrzucałam z siebie w przerwach napadów płaczu. –Co… jak… czy oni…?
Rozejrzałam się spod ramienia chłopaka i zobaczyłam Jessicę, skuloną na asfalcie, wstrząsaną spazmami płaczu, Nialla próbującego jej pomóc, jednak ledwo co powstrzymującego się od tego samego. Reszta stała w szoku lub biegała, próbując dowiedzieć się czegoś więcej.
            Nagle jak przez mgłę zobaczyłam kogoś biegnącego z okolic zniszczonego, dymiącego się autobusu w naszą stronę. Musiała minąć chwila zanim go rozpoznałam.
-Alex! –wrzasnęłam i wyrwałam się z ramion Liama.
Zaczęłam biec w jego kierunku, aż wpadliśmy sobie w ramiona. Chłopak wyraźnie się trząsł.
-Mój… Boże. –wyszeptał. –To się stało nagle, ciężarówka… Och, Bee…
-Proszę pana, musi pan pójść z nami. –rozległ się nagle głos niedaleko nas.
Półprzytomnie zdałam sobie sprawę, że policjant próbuje odciągnąć ode mnie Alexa.
-Nie! –zaprotestowałam.
-Pani koledze musi zostać udzielona pomoc, jestem zmuszony nalegać.
Dobiegli do mnie Liam, Harry i Louis i odciągnęli na bok.
-Kto jeszcze, kto… -zaczęłam powoli budzić się z otępienia. –Co się stało, czy wszyscy są cali?
-Bee. –spokojny, ale pełen bólu głos Liama sprawił, że coś boleśnie ścisnęło mnie w żołądku. Spojrzałam na niego. –Raven i Eric… zostali przewiezieni do szpitala, są w stanie krytycznym.
-A Maya? Matt, Jake, James? –pisnęłam.
Liam pokręcił głową i cały świat jakby nagle zwolnił.
            Zobaczyłam jak do karetek wnoszone są nosze, a na każdej z nich leżało przykryte materiałem ciało. Szok i rozpacz widniała na twarzy każdego, kto stał niedaleko mnie. Jessica i Niall, Louis, Eleanor, Harry i Chloe, Liam a nawet Zayn, który po raz pierwszy od dawna wydawał się być w stu procentach przytomny. Przełknęłam ślinę i rozejrzałam się raz jeszcze. Kogoś brakowało.
-Gdzie jest Megg?

~~Megg~~

            Od czasu wypadku minął tydzień i wydawałoby się, że wyczerpałam już zapas łez na rok, jednak one wciąż nie przestawały lecieć. Nastroje, gdy zajechaliśmy do Anglii, były depresyjne. Nikt się do siebie nie odzywał, jeśli nie musiał. Szok po tym co się stało nie mijał. Oczywiście występy w Londynie, Manchester i Birmingham zostały odwołane. Przed wznowieniem trasy musieliśmy dojść do siebie, na co głównie składało się spanie, wylewanie morza łez i siedzenie na telefonie w oczekiwaniu na jakieś wieści na temat stanu zdrowia Erica i Raven. Oboje byli mocno połamani, dodatkowo Raven pozostawała w śpiączce. Alex wyszedł z wypadku „jedynie” ze wstrząśnieniem mózgu i miał najlepsze prognozy od lekarzy.
Leżałam właśnie na łóżku i patrzyłam w sufit, gdy wspomnienie tego okropnego dnia zalało mnie po raz kolejny.
Na zewnątrz słyszałam coraz to nowe nadjeżdżające pojazdy, syreny rozdzierały noc. Mój niepokój sięgnął zenitu.
-Megg? –usłyszałam głos Harry’ego i zalała mnie fala ulgi.
-Tutaj! –zawołałam. Promieniujący ból w nodze nie pozwalał mi wstać z podłogi.
Do kabiny wszedł Harry, zadyszany i przerażony. Natychmiast do mnie doskoczył.
-Co ci jest?
-Co się dzieje? –zapytałam, chwytając go za ramię. –Co się stało?
-Później. –odparł i zobaczyłam błysk bólu w jego oczach. –Złamałaś nogę?
-Harry. Chcę wiedzieć co się stało.
-Złamałaś nogę? –powtórzył z zaciśniętymi zębami.
-Chyba nie. –wyksztusiłam. Już wiedziałam, że stało się coś potwornego. –Nie wiem.
Harry pomógł mi wstać, po czym usadził mnie na łóżku. Ból promieniował w mojej nodze, ale nie dałam niczego po sobie poznać. To nie było teraz istotne. Z oczekiwaniem patrzyłam na chłopaka.
-Błagam, powiedz mi.
-Sprowadzę pomoc.
-Harry!
Coś w moim głosie sprawiło, że chłopak zatrzymał się w drzwiach.
-Był wypadek. –powiedział, nadal stojąc tyłem do mnie. –Raven, Alex i Eric pojechali do szpitala.
-A reszta? –wyszeptałam, czując łzy spływające ciurkiem po mojej twarzy.
Harry obrócił się wreszcie i spojrzał na mnie ze szczerym współczuciem i bólem.
-Tak mi przykro. –powiedział.
            Nie uważałam, że istnieje czas, który mógłby wyleczyć rany powstałe tydzień temu. Przed oczami wciąż miałam Mayę, wiecznie roześmianą i otwartą, Jamesa i Matta, którzy mieli być przecież razem no i Jake’a, chłopaka Raven. Każdy z nich tak młody, tak utalentowany, tak wspaniały.
Spojrzałam na swoją usztywnioną nogę, którą zwichnęłam podczas gwałtownego hamowania naszego autobusu. Przecież to ja mogłam być w tamtym autobusie. Gdyby nie Bee, która ubłagała mnie, bym tego dnia pojechała razem z nią w autobusie One Direction, prawdopodobnie nie byłoby mnie tutaj.
            Rozległo się pukanie do drzwi i chwilę później do pokoju wszedł Harry. Od czasu wypadku bardzo się mną opiekował, co doceniałam, ponieważ bez pomocy nie byłam w stanie chociażby zejść po schodach. Nie rozmawialiśmy, ale sama jego obecność była podnosząca na duchu.
Bez słowa podszedł, by zobaczyć moją nogę. Lekarz wyjaśnił mu szczegółowo na co ma zwracać uwagę. Zobaczywszy, że opatrunek nieco się poluźnił, przysiadł na brzegu łóżka i zaczął poprawiać bandaże.
-Wzięłaś lekarstwa? –zapytał, jak zresztą zwykle.
-Tak. –odparłam.
Nagle do pokoju wszedł Louis, bez pytania, wściekły.
-Eleanor wróciła do domu. –powiedział.
-Zrezygnowała z trasy koncertowej? –zapytałam, niedowierzając.
Słyszałam, że dziewczyna bardzo przeżywała to co się stało, ale nie sądziłam, że całkowicie się wycofa.
-Próbowałeś co mogłeś. –pocieszył przyjaciela Harry. –Może potrzebuje trochę czasu.
-Musimy wreszcie stanąć na nogi. –Louis podniósł głos. –To co robimy nie zdaje testu, Jessica i Niall od tygodnia nie wyszli z pokoju.
-Porozmawiam z nimi. –odparłam.
-Zrób tak. Jutro oczekuję wszystkich na lotnisku w stanie, który nie będzie krzyczał „jestem dwa kroki od śmierci”. –powiedział Louis ostro, a ja i Harry wzdrygnęliśmy się. –My żyjemy i pora coś z tym zrobić.
Okręcił się na pięcie i wyszedł, a Harry objął mnie i pomógł wstać.
Louis miał rację. Nie mogliśmy robić tak jak do tej pory. Nikomu to nie służyło, a życie toczyło się dalej. Jutrzejszy samolot do Hiszpanii startował z nami czy bez nas.
-Mamy kontrakt. –odezwałam się. –Nie możemy tak po prostu porzucić swoich zobowiązań. Podasz mi kule?
Zaczęłam wspierać się na nich i iść w stronę pokoju Jess i Nialla. Mogłam tylko wyobrazić sobie jak czuje się chłopak. To w końcu był jego pomysł, aby wyruszyć w trasę koncertową, to on zaprosił i rozdzielił nas do autobusów. I choć wypadek nie był jego winą, doskonale rozumiałam jak musiał się czuć.
            Otworzyła mi Jessica, która miała zapuchnięte od płaczu oczy, ale jednocześnie minę, która mówiła „już czas”. Weszłam do środka i z pomocą dziewczyny usiadłam obok Nialla, który bez ruchu patrzył przed siebie. Przytuliłam go i zaczęłam cicho do niego mówić. A im więcej mówiłam, tym bardziej płakał. Ja też płakałam, a i Jessica nie mogła powstrzymać łez. Wszyscy potrzebowaliśmy tego i wiedzieliśmy, że na długo nie będziemy mogli się otrząsnąć. Jednak nadeszła pora, by podnieść głowę i kontynuować to, co zaczęliśmy. Tylko w ten sposób wszystko to miało jakieś znaczenie. 
***
Ostatnio doszłam do wniosku, że jestem taka jak Megg.
Dużo przepraszam i obiecuję, a potem znowu robię to samo.
Wiem, że miałam dodawać rozdziały częściej i naprawdę chciałam to robić, ale wyszło jak wyszło.
Może ktoś, kto mimo wszystko co jakiś czas zerka, się ucieszy.
Całuję Was ze skulonym ogonem,
do następnego!

wtorek, 14 czerwca 2016

2.4 "Za sceną"



            Tego wieczora One Direction grali koncert w Dublinie, tyle że wyjątkowo bez grup tanecznych, bo nie byliśmy wszyscy dostatecznie przygotowani. Naszym zadaniem było dzisiaj jedynie przyglądanie się występom i poznanie kulisów takiej imprezy. Każdy, włącznie ze mną, był bardzo podekscytowany.
-Śmieszne, że tak długo się znamy, a ja dopiero teraz zobaczę was na prawdziwym, dużym koncercie. –powiedziałam Niallowi, siedząc u niego i Jessici w pokoju hotelowym. Chłopak bawił się włosami swojej dziewczyny, która siedziała oparta plecami o jego kolana.
-Faktycznie. –zgodził się blondyn, próbując chyba zrobić coś na kształt warkocza. –Na koncercie na taką skalę jeszcze nie byłaś. Szykuj się na naprawdę duży hałas.
-To prawda. –odezwała się Jessica, krzywiąc się odrobinę gdy Niall pociągnął ją przez przypadek za włosy. –Po czymś takim w uszach dzwoni przez następne kilka dni.
Dziewczyna musiała nie raz pójść na występ swojego chłopaka, choć sądząc po jej minie, nie wspominała tego za dobrze.
-Nie jest tak źle. –powiedział. –Za sceną macie jedzenie, alkohol, pokoje, do których możecie pójść…
-Zrobimy małą imprezkę. –Jessica mrugnęła do mnie i obie zachichotałyśmy.
-Byle małą. –odparł Niall, marszcząc brwi. –A jeśli większą, to musicie poczekać na nas.
-Oczywiście. –Jess mrugnęła do mnie po raz drugi i musiałam użyć całej swojej siły, aby nie wybuchnąć śmiechem.
            Rozległo się pukanie do drzwi i po chwili do środka weszła Bee, a za nią Liam.
-Co robicie? –zapytała dziewczyna, wchodząc wesołym krokiem i siadając na brzegu łóżka.
-Właśnie rozmawialiśmy o dzisiejszym koncercie. –odparłam, zagarniając ją do siebie.
Przyzwyczajona do takiego zachowania, nawet nie zaprotestowała.
-My też. –powiedział Liam, opierając się o ścianę. Biała koszulka opinała się na jego ciele, pokazując efekty ćwiczeń. Dwa lata temu też był najbardziej wysportowany z chłopaków, a teraz wyglądał jeszcze lepiej. –Myśleliśmy, żeby wyskoczyć wcześniej na jakieś piwo.
-Zdążymy? –zapytała Jess. Jej włosy nie wyglądały świetnie po zabiegach Nialla, ale blondyn wyraźnie był z siebie zadowolony.
-No pewnie. –odparł Liam. –Ale musielibyśmy iść w ciągu najbliższej godziny i wrócić przed 18, żeby dojechać na arenę i przygotować się.
-Koncert zaczyna się dopiero o 20. Potrzebujecie dwóch godzin, żeby się przygotować? –zapytałam unosząc jedną brew.
-Żeby tylko. –roześmiał się Niall. –Muszą nam zrobić fryzury, trzeba się przebrać, zrobić próbę ze sprzętem no i rozgrzać się.
-Po za tym nie lubimy niczego robić w pośpiechu. –dodał Liam. –To co, jesteście za?
-Oczywiście! –rudowłosa klasnęła w dłonie i wstała, pociągając Nialla ze sobą.
Bee potaknęła i wyplątała się z mojego uścisku. Wstałam więc i ja, kierując się do drzwi.
-Zbiórka za dziesięć minut? –zaproponowałam i kiedy wszyscy na to przystali, wyszłam z Bee na korytarz i poszłyśmy szybkim krokiem do naszego pokoju.
            Zmieniłyśmy ubrania na bardziej wyjściowe, takie w których mogłyśmy pojechać później na koncert.
-Mogą nie sprzedać mi piwa. –odezwała się Bee, naciągając na siebie kolorową koszulkę w kropki z naburmuszoną miną. –Wyglądam na piętnaście lat.
-Mogą ci nie sprzedać piwa, bo masz siedemnaście lat i jesteś niepełnoletnia. –poprawiłam ją, ale dziewczyna jeszcze bardziej się zasmuciła. –Przede wszystkim zmień bluzkę. Załóż tą czarną z dekoltem w siatkę. –podeszłam do jej walizki i podałam jej ubranie. –Po za tym, o nic się nie martw, idziesz ze mną. Myślisz, że pozwolę ci jako jedynej nie pić?
-Dzięki, liczyłam na ciebie. –uśmiechnęła się Bee, a w jej policzkach pojawiły się urocze dołeczki. –Czuję, że Liam marudziłby, gdybym to jego poprosiła.
-Dlaczego tak uważasz? –zapytałam, robiąc się czujna.
-Traktuje mnie jak dziecko, jak swoją młodszą siostrę. –wyznała ze zbolałą miną.
Wzięłam torebkę i założyłam ją sobie przez ramię.
-Wkrótce to się zmieni, zobaczysz. –powiedziałam, wskazując głową drzwi na znak, że musimy już iść. –Liam po prostu jest ostrożny, bardzo tradycyjny i… powolny. Związki nie przychodzą mu łatwo. Zdaje się, że po Danielle nie miał żadnej nowej dziewczyny, a minęły już dwa lata.
-Nic nie mówiłam o tym, że chciałabym być z nim w związku. –odparła cicho dziewczyna, rumieniąc się mocno.
-Och. W porządku. –postanowiłam nie drążyć tematu. Zamknęłam za nami drzwi, po czym poszłyśmy wzdłuż korytarza, a potem schodami w dół.
Louis z Eleanor, Harry z Chloe, Zayn, Alex, Matt, Jake z Raven i Maya, która swoje włosy-sprężynki związała w wysoki, duży kucyk, już czekali przed wejściem.
Praktycznie zaraz po nas przyszedł Liam, Niall z Jessicą, James i na końcu Eric, który porozumiewawczo mrugnął do mnie okiem.
Ruszyliśmy, a że pub znajdował się blisko, nie mieliśmy iść długo.
-Ciężko było zarezerwować pub tak na ostatnią chwilę, ale jakoś się udało. –usłyszałam rozmowę Nialla z Harrym, którzy szli ze swoimi dziewczynami za mną, Bee i Liamem.
-Zarezerwowaliście pub? –zapytała Chloe zdziwionym tonem.
-Oczywiście. –odpowiedział jej Harry. –Jest nas dużo, po za tym miejsca publiczne i my to nie najlepsze połączenie.
-Dlaczego? –zapytała Bee, która usłyszała rozmowę i odwróciła się na moment do tyłu.
-Ludzie nie dają nam spokoju, po za tym w przeciągu piętnastu minut zaczyna roić się od fanów, którzy dowiedzieli się, gdzie jesteśmy.
-Och, no tak. –dziewczyna odwróciła się i szła wyraźnie zadowolona z faktu, że idzie z One Direction do miejsca, w którym będą tylko oni.
-Jesteśmy. –oznajmił Niall.
            Miejsce to było bardzo słabo oznaczone, widać, że najlepsze lata miało za sobą, a w środku pachniało kurzem i drewnem. Od razu mi się spodobało.
Właściciel, który był jednocześnie barmanem, powitał nas wyjątkowo radośnie. Podejrzewałam, że na rezerwację całego lokalu Niall nie poskąpił pieniędzy.
-Dla każdego po piwie? –zapytał Liam, wstając od długiego stołu, przy którym usiedliśmy.
Odpowiedziały mu entuzjastyczne pomruki.
-Pomogę. –powiedziałam i podeszłam do lady razem z nim. –Dla Bee też zamawiasz, prawda? –upewniłam się.
-Oczywiście. –odparł, marszcząc brwi jakbym powiedziała coś dziwnego. –Ma siedemnaście lat, nie piętnaście.
Uśmiechnęłam się do siebie, po czym zaczęłam nosić piwa z pomocą barmana i Liama.
Gdy każdy miał w reku kufel, wznieśliśmy je w powietrze.
-Za najbliższy rok –powiedział Niall donośnym głosem. –aby pełen był niesamowitych występów, zdarzeń, nowych przyjaźni i aby była to przygoda naszego życia!
Z szerokimi uśmiechami zaczęliśmy stukać się kuflami, co trwało dłuższą chwilę. Nieco piwa zdążyło się porozlewać, czemu towarzyszyły radosne wybuchy śmiechu.
Gdy stuknęłam się z Harrym, nasze spojrzenia skrzyżowały się na dłuższą chwilę, na co moje serce boleśnie zakuło w piersi. Wypiłam duszkiem kilka łyków i wciągnęłam się z ulgą w rozmowę z Mayą i Mattem, którzy siedzieli obok mnie. Mattowi zawsze dopisywał dobry humor i za to go uwielbiałam. Był wiecznym optymistą i zarażał tym wszystkich wokół.  Wkrótce do naszej rozmowy dołączyli James, Jake i Raven.
Napiliśmy się wszyscy po jeszcze jednym piwie. W pewnym momencie zobaczyłam, że Raven robi do mnie miny i dyskretnie prosi, byśmy poszły gdzieś na bok. Przeprosiłam więc pozostałych i udałam się razem z nią do łazienki.
-Co jest? –zapytałam, gdy dziewczyna zamknęła drzwi i upewniła się, że w toalecie nikogo nie ma.
-Zastanawiałam się, czy nie mogłabyś mi pomóc w pewnej sprawie. –powiedziała, wykręcając sobie nerwowo palce dłoni.
-Oczywiście. –zmarszczyłam brwi, zastanawiając się czy kiedykolwiek widziałam Raven tak podenerwowaną.
-Chodzi o Jake’a. Boję się, że go stracę.
-Żartujesz? On jest ślepo w ciebie zapatrzony.
-Nie byłabym tego taka pewna. –dziewczyna wygięła usta w podkówkę, wyglądając jakby miała się zaraz rozpłakać. –On i James… mają historię, a teraz, kiedy spędzają tyle czasu razem…
-On i James? Nie rozumiem. –nie pamiętałam, żeby dwa lata temu jakoś szczególnie się dogadywali.
-Niczego nie pamiętasz? –zapytała, wzdychając. –No tak, w sumie wyjechałaś następnego dnia. No bo… Jake i James pocałowali się na naszym finałowym występie dwa lata temu.
-Co takiego? –rozszerzyłam szeroko oczy, będąc w kompletnym szoku.
-Miałaś inne rzeczy na głowie, może tego nie zarejestrowałaś. Ale tak, w euforii po wygranej James pocałował Jake’a, a on odwzajemnił pocałunek. Chodzili ze sobą przez trzy miesiące.
Odebrało mi mowę. Nasz występ i wygraną pamiętałam jak przez mgłę, moje myśli wtedy zajmowali w końcu Harry i Zayn. No i rzeczywiście, już następnego dnia przeprowadziłam się do Newcastle, nie oglądając się za siebie.
-Jake jest biseksualny. –kontynuowała Raven, gdy nie doczekała reakcji z mojej strony. –Nie mam podstaw, aby sądzić inaczej, jest nam naprawdę dobrze. Ale James… z nim to co innego. Lubi facetów i tylko facetów, sam tak powiedział. Teraz spędzają ze sobą dużo czasu, w jednym autobusie trudno aby było inaczej. No i martwię się, bo dogadują aż za bardzo ostatnimi czasy.
-Ja… ty… nie… -odchrząknęłam, próbując doprowadzić się do porządku. –Jestem pewna, że nie masz się o co martwić.
-Mam nadzieję, ale na wszelki wypadek chciałabym wprowadzić pewien plan w życie i myślę, że możesz mi w tym pomóc.
-W porządku, co to za plan? –bałam się odpowiedzi.
-Musimy spiknąć Jamesa z Mattem. –wyjaśniła Raven. –Podsłuchałam wczoraj ich rozmowę, z której wynikało że coś jest na rzeczy, ale Matt boi się zaangażować. Ty znasz go lepiej, powiedz, myślisz że dałoby radę ich jakoś ku sobie popchnąć?
Musiałam mieć w tym momencie naprawdę śmieszną minę. Matt… też jest gejem?
Znałam go dwa lata i nie miałam o tym pojęcia. Fakt, nigdy nie widziałam go z żadną dziewczyną, ale to nie musiało od razu świadczyć o tym, że woli inną płeć.
Czując, jakby ktoś rąbnął mnie młotem w głowę, opracowałam z Raven plan i obiecałam jej pomóc. Wyszłyśmy z łazienki akurat w momencie, w którym wszyscy zaczęli się powoli zbierać. Ani James, ani Jake, ani Matt nie wydawali mi się inni niż wcześniej, teraz kiedy już wiedziałam o nich nieco więcej. Prawda o nich nie sprawiła, że miałam o nich gorsze zdanie, po prostu inaczej na nich patrzyłam.
Na arenę zajechaliśmy po 18. Sztab specjalistów od razu dopadł One Direction, chcąc ich jak najszybciej przygotować do występu. Pozostali po prostu się im przyglądali albo chodzili po backstage’u i poznawali ludzi odpowiedzialnych za organizację koncertu.
Gdy ja zrobiłam już swoją rundę, wróciłam do pomieszczenia gdzie chłopacy z zespołu byli maltretowani przez fryzjerów i wizażystów.
-Czy to wszystko jest naprawdę konieczne? –zapytałam, przyglądając się tej scenie rozbawiona. –I bez tego wszystkiego wyglądacie dobrze, po co te prostownice, lakiery, pudry i tak dalej?
-Nie chcesz wiedzieć, co by z nami zrobili, gdybyśmy tylko zaprotestowali. –odparł Louis wskazując głową na ludzi wokół siebie i krzywiąc się, gdy stylistka pociągnęła go za włosy.
-To jest show biznes. –odparła blondynka pracująca przy włosach Harry’ego. –Chłopcy muszą wyglądać jak najlepiej, aby dobrze się sprzedawać. –odłożyła grzebień. –Dobra, a teraz wszyscy po za One Direction wynocha. –zwróciła się do zespołu. -Trzeba was przebrać, a do tego potrzebujemy dużo miejsca.
            Odepchnęłam się więc od ściany i wyszłam razem z Jessicą, Eleanor, Bee, Alexem, Mattem i Mayą na korytarz. Panowało tam ogólne zamieszanie, pracownicy odpowiedzialni za różne sprawy techniczne mówili coś szybko przez mikrofony założone na uszach. Wyczuwając nerwową atmosferę i nie chcąc przeszkadzać, udaliśmy się do jednego z pustych, większych pomieszczeń, z których mogliśmy skorzystać. W środku było jedzenie, napoje, wygodne kanapy i fotele.
-Szkoda, że nie występujemy z nimi dzisiaj. –powiedział Matt, rozpierając się na miękkim fotelu. –Widzieliście tę scenę? Ogromna.
-Fajnie byłoby na niej zatańczyć. –zgodziła się Maya. –Następnym razem.
-Pojutrze wyruszamy do Anglii. –powiedziałam. –Londyn i Manchester, tam wystąpimy.
-I Birmingham . –dodała Jess w tym samym momencie, gdy drzwi się otworzyły i do pokoju weszła reszta osób, czyli Raven, Jake, James i Eric.
Tuż za nimi weszła również Chloe, na co się początkowo zirytowałam. Miałam nadzieję, że nie zostanie na koncercie. Usiadła obok Eleanor, która z kolei usiadła obok Jessici i ostentacyjnie mnie ignorowała. Wciąż chowała do mnie urazę, mimo iż jej chłopak Louis zdawał się już dawno mi wybaczyć.
            Obok mnie i Bee usadowił się Eric z ogromnym uśmiechem na twarzy. Widać było, że miejsce bardzo mu się spodobało i, że czuje się tu jak w swoim żywiole. Nachylił się do Alexa i zaczął z zapałem opowiadać mu o jakiś technicznych sprawach i sprzętach. Nic z tego nie rozumiejąc, zwróciłam się do Bee oraz Jamesa i Matta. Chłopacy rzeczywiście dobrze się dogadywali; Co więcej, w ich oczach czaiło się coś więcej niż tylko chęć przyjaźni. Włączyłam się do rozmowy, bardzo dyskretnie narzucając odpowiedni ton. Wkrótce wymiana zdań kipiała seksem i podtekstami, na co zadowolona mrugnęłam do Raven siedzącej niedaleko.
            Nagle rozległ się huk i wszyscy przerażeni spojrzeliśmy w kierunku źródła hałasu. To Alex odkorkował butelkę szampana, z której teraz wypływała piana. Czerwony na twarzy stał nieporadnie, dopóki Eric, który był nieopodal, atakując wystawione na stołach jedzenie, nie podszedł do niego i pomógł mu porozlewać alkohol do kieliszków.
Po trzech rundach mieliśmy już wesoło. Jake i Eric głośno dyskutowali o koncertowym nagłośnieniu z minami tak poważnymi, że kilka osób siedzących nieopodal zaśmiewało się z nich.
Ja, Bee i Jess poprawiałyśmy humor Alexowi, który bardzo przeżywał rozlanie szampana; Wkrótce znowu był czerwony, ale tym razem ze śmiechu i wdzięczności. Alex był bardzo niezręczny, ale strasznie go lubiłam. Może właśnie dlatego.
            Odstawiłam kieliszek i sięgnęłam po kawałek ciasta drożdżowego, kiedy poczułam lekkie dotknięcie na ramieniu. Odwróciłam się i ujrzałam Chloe, uśmiechającą się do mnie. W dłoni, którą zdobił najpiękniejszy manicure jaki kiedykolwiek widziałam, trzymała pełny kieliszek złotego szampana. Usta wciąż miała pokryte różowym błyszczykiem, więc nie wiedziałam, czy dziewczyna w ogóle coś piła, czy po prostu miała jeden z tych najdroższych, luksusowych błyszczyków, które nie ścierają się tak łatwo.
-Hej. –powiedziała. Miała przyjemny głos; Nie za wysoki, nie za niski. –Masz naprawdę fajną grupę taneczną.
-Och. –uniosłam brwi, zbierając myśli. –Dzięki.
-Myślałaś może nad tym, żeby dać nazwę wam wszystkim, co tańczycie? –zapytała. –Fajnie byłoby połączyć twoją nową grupę „The Multies” i starą, którą prowadził Mudd i wspólnie ją nazwać. To by dało wszystkim poczucie przynależności.
 -Hm… To nie jest taki zły pomysł. –odparłam ostrożnie. –Trzeba to przedyskutować z pozostałymi. Dzięki.
Chloe uśmiechnęła się serdecznie i wypiła łyczek szampana. Była naprawdę piękna i nie czułam się dobrze w jej towarzystwie. Jednocześnie była strasznie miła, przez co czułam się jeszcze bardziej nieswojo; Czy nie powinna mnie nienawidzić?  Otworzyłam usta, chcąc zadać jej to pytanie, jednak w tym samym momencie do pokoju weszli Harry, Zayn, Louis, Liam i Niall.
            Wyglądali naprawdę dobrze. Może i inni uważali, że to kwestia odpowiedniej fryzury i stylizacji, ale według mnie było to co innego; To była ich gotowość do występu, pewność siebie, nastawienie. Onieśmielali innych, bo w tej chwili w pokoju nie znajdowało się pięć zwykłych, młodych chłopaków, ale pięć niesamowitych gwiazd światowego formatu z głosami i charyzmą, które sprawiały że widownia mdlała.
-Zaraz wchodzimy. –powiedział Liam. –Jak chcecie oglądać, to chodźcie.
-Zaraz, zaraz. –Louis zmrużył oczy i zlustrował pomieszczenie. –Czy tu była jakaś impreza bez nas?
Kilka osób zaśmiało się, a Niall wymamrotał pod nosem coś w stylu „Wiedziałem, że tak będzie”.
-Mówiłem, że nie można ich zostawiać samych. –powiedział Louis do Zayna niby to zły, ale widać było, że sytuacja go bawi. Puścił oko do Eleanor.
-Kontynuujemy po koncercie. –zarządził Harry z uśmiechem. –Nie wypijcie wszystkiego. –Po czym wyciągnął dłoń w moim kierunku, jakby chciał mnie chwycić za rękę.
Zamarłam, serce głośno dało o sobie znać. Przez ułamek sekundy zupełnie zapomniałam, że Chloe stoi obok mnie i myślałam, że chłopak skierował ten gest do mnie. Całe szczęście, że nie ruszyłam się z miejsca.
Dziewczyna Harry’ego z uśmiechem zrobiła krok do przodu i ujęła go za rękę. Odwrócili się i jako pierwsi wyszli na zewnątrz.
Szybko się opamiętałam i dołączyłam do pozostałych. Szłam obok Zayna, który wyglądał na zmęczonego. Powieki nieco mu opadały, wzrok miał nieobecny.
Dopiero za drugim razem, gdy zapytałam go czy wszystko w porządku, odpowiedział mi, że tak. Zrozumiałam, że to wcale nie zmęczenie. Musiał być co najmniej pod wpływem marihuany. A może wziął coś jeszcze? To nie mogła być tylko trawka, on wyglądał naprawdę nieciekawie.
Zmarszczyłam brwi, nagle zmartwiona. Od czasu naszego „incydentu” nie rozmawialiśmy dłużej niż dziesięć minut. Owszem wygłupialiśmy się i niby było w porządku, ale chłopak zawsze wydawał się być nieswój. Wzrok miał inny niż zazwyczaj. Był obojętny na większość rzeczy, dużo spał. Myślałam, że może to moja wina, że może mimo tego, że powiedziałam, że nasz „wyskok” był jednorazowy, liczył na coś więcej? Miał mi za złe, że wróciliśmy do czysto przyjacielskich relacji?
Wychodziło na to, że nie był zły. Ale nie był też zadowolony. Nie był rozdrażniony, smutny, wesoły, rozczarowany, podekscytowany. Zupełnie, jakby wyprano go z emocji. Widziałam to już od jakiegoś czasu, ale dopiero teraz uderzyło mnie jak bardzo może być z nim źle. Postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat i w miarę możliwości pomóc mu w ciągu następnych kilku dni.
            Odprowadziliśmy One Direction pod scenę, gdzie chłopacy dostali mikrofony i w rytm muzyki wbiegli przed widownię.
Krzyki i ogólny hałas był nieco stłumiony tam, gdzie staliśmy, a i tak było niesamowicie głośno. Jessica miała rację, że po występach będą nas strasznie boleć uszy.
Zespół otworzył koncert piosenką „No Control”. Później zaśpiewali „Best Song Ever”, a potem kilka piosenek z nowego repertuaru, między innymi „Steal My Girl” i „Stockholm Syndrome”.
Uśmiechnęłam się do siebie, obserwując jak piątka moich przyjaciół biega po scenie i daje z siebie wszystko. Nadal śpiewali świetnie, a nawet lepiej. Głos Harry’ego nabrał niższej barwy, Louis poprawił technikę, Liam nieco bardziej szalał, często improwizował, Niall dostawał więcej solówek a Zayn potrafił wyciągać jeszcze wyższe nuty niż dotychczas.
-Niesamowici są, prawda? –zagadnęła mnie Chloe, podchodząc po raz drugi tego wieczora.
-Tak, są wspaniali. –zgodziłam się. –Musisz być dumna z Harry’ego.
Słowa te wyrwały się z moich ust mimowolnie. Zerknęłam na nią szybko, ale dziewczyna była tak samo pogodna jak zawsze.
-Oczywiście, że jestem dumna. –powiedziała. –Kocham go. Myślę, że i on mnie kocha, choć długo mu to zajęło.
-Co masz na myśli? –zapytałam. Otaczające mnie dźwięki nagle jakby ściszyły się, wyłapywałam każde słowo wypowiedziane przez Chloe.
-Był bardzo załamany jak go zostawiłaś. –odparła. –Gdy go poznałam, a więc pół roku po waszym zerwaniu, wciąż bardzo to wszystko przeżywał. Powiedział mi na wstępie, że nie szuka niczego poważnego i, że jeśli marzę o kwiatkach i serduszkach to on na pewno mi tego nie da. Więc utrzymywaliśmy kontakt stricte… hm, fizyczny. –Chloe przerwała i zerknęła na mnie niepewnie, a nawet przepraszająco. –Chodzi mi o to, że ja przy nim zostałam, dając mu wolną przestrzeń. Byłam przy nim, gdy mnie potrzebował. Mijał czas, a nasz związek powoli przekształcał się w coś poważniejszego. Harry zaczął mi się zwierzać, opowiedział o tobie, o całej waszej historii. Trudno mu było zaufać mi, otworzyć się i myślę, że nadal jest nieco ostrożny, ale czas częściowo zagoił rany i myślę, że jestem teraz z Harrym we właściwym miejscu.
-Rozumiem. –kiwnęłam głową. Nie byłam pewna, czy dziewczyna mnie ostrzega, czy zarzuca jaką złą byłam osobą, czy po prostu utrzymuje rozmowę. Ale nie czułam żadnych negatywnych emocji bijących od niej.
-Nie chcę, by więcej cierpiał. –dodała. –A widzę, że od czasu gdy przyjechałaś, jest trochę inny. Myślę, że powinniście porozmawiać i uporządkować kilka spraw.
-Uporządkować? –spojrzałam na nią. O co jej chodziło?
-Jest napięty, gdy jest w pobliżu ciebie. Po tobie też widzę, że nie do końca podoba ci się, jak sprawy się mają. –powiedziała. –Porozmawiajcie. Usiądźcie i porozmawiajcie, wyjaśnijcie sobie wszystko. W ten sposób oboje zyskacie.
-Nie zrozum mnie źle, ale co cię obchodzi co ja czuję? Rozumiem troskę o Harry’ego, ale o mnie? Przecież wiesz jak go potraktowałam.
-Uważam, że każdy jest tylko człowiekiem. A ludzie popełniają błędy. Byłaś, jesteś i zawsze będziesz ważną osobą w życiu Harry’ego. A skoro tak, to jesteś ważna i dla mnie.
Zamilkłam, przetwarzając to wszystko w mojej głowie.
-Wydajesz się być bardzo w porządku osobą. –odparłam po dłuższej chwili. –Spróbuję pogadać z Harrym i wyjaśnić kilka spraw, ale tylko jeśli on będzie tego chciał.
-Dziękuję. –Chloe uśmiechnęła się zupełnie szczerze, po czym chwyciła mnie za rękę i pociągnęła ku reszcie naszych znajomych. –Chodź, zobaczymy co robią.
            Okazało się, że Alex przyniósł kolejnego szampana. Popijając go graliśmy w różne gry, między innymi w rzucanie zmiętymi kulkami papieru do kosza. Kto nie trafiał, musiał się napić. Zazwyczaj nie trafialiśmy, co poskutkowało szybkim skończeniem butelki. Było zabawnie, ale miałam przeczucie, że Harry, Zayn, Niall, Liam i Louis nie będą tacy zadowoleni, jak skończą występy i do nas przyjdą.

***
 Witam ponownie!
Dziękuję, dziękuję za odzew <3 
Fajnie, że trochę Was zostało, bardzo się cieszę.
Dajcie znać co sądzicie o dzisiejszym rozdziale i do następnego ;)