-Megg, wszystko w porządku? –zapytał troskliwie Niall, patrząc na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
Zdałam sobie sprawę, że płaczę. Czym prędzej wytarłam łzy i
wymusiłam uśmiech.
-Tak, to nic takiego. –odparłam.
Blondyn nie naciskał. Za to go uwielbiałam.
-Obojętnie co to jest, zaraz przestaniesz o tym myśleć. –powiedział
pogodnie. –Nie myśl, że Travis nam dzisiaj odpuści.
-Wiem. –potaknęłam. –I właśnie tego mi potrzeba. Ciężkiej pracy.
A Missy miała załatwić zamianę par, nie? Mam nadzieję, że jej się to udało.
-Na pewno. –odparł Niall, śmiejąc się. –Mówimy przecież o Missy.
Zajechaliśmy pod budynek. Rozpoznałam
samochody naszych kolegów z grupy. Wysiedliśmy z auta, a ja poczułam charakterystyczne
uczucie podniecenia, towarzyszące mi zawsze przed zajęciami. Weszliśmy do
środka i skierowaliśmy się do sali, gdzie większość z naszej grupy już była i
rozciągała się.
Była oczywiście i Danielle, która obdarzyła mnie wyniosłym i
znieważającym spojrzeniem. Jeśli myślałam, że po naszym wspólnym tańcu dla
chłopaków nasze relacje się ocieplą, byłam w błędzie. Poczułam do niej silne
uczucie nienawiści, niezdolne do wyeliminowania.
Skierowaliśmy się z Niallem się do drugiej części sali, gdzie
stała Missy, Jessica, Scott i James. Nieopodal rozciągała się Raven. Niall podbiegł
do Jessici i wziął ją w ramiona. Szczęśliwa zachichotała, składając na jego
ustach krótki, słodki pocałunek. Ja z kolei cmoknęłam w policzek każdą z
dziewczyn, a chłopakom przybiłam piątkę. Do zajęć zostało jeszcze pięć minut,
więc przez ten czas rozmawialiśmy, wymieniając plotki.
Gdy przyszedł Jake, Travis Mudd
zaklaskał w dłonie i przywołał nas do siebie.
Stanęliśmy naprzeciwko niego.
-Dzisiaj czeka na nas jeszcze cięższa praca niż zazwyczaj! –zaczął,
jak zawsze przyjemnie. –Czas nam się kończy, za dwa miesiące Nowy Rok. Pamiętajcie,
że tańczymy w lipcu i musimy dać z siebie wszystko. –zmierzył każdego z nas
spojrzeniem. –Missy zaproponowała mi coś, co nie jest głupim pomysłem.
Postanowiłem was wszystkich wymieszać w parach. W ten sposób będziecie lepiej
tańczyć, przystosowani do różnych partnerów.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i kątem oka zobaczyłam
rozczarowaną Danielle. Na pewno się tego nie spodziewała. Spojrzałam na Missy i
mrugnęłam do niej.
-Podzieliłem was w następujący sposób: Scott tańczy z Raven,
Jake z Missy, James z Danielle, Niall z Megg, a ja z Jessicą.
Prawie się nie roześmiałam. Scott i Raven? Jake i Missy? Oni
kompletnie do siebie nie pasowali. Szykowało się jednak na niezły ubaw.
Odwróciłam się do Nialla, który został od dzisiaj moim partnerem
i wyszczerzyłam się szeroko. Blondyn wziął mnie w ramiona i obrócił jak
szalony.
-Szykuje się duet wszechczasów! –wykrzyknął, na co parsknęłam
śmiechem.
Strasznie się ucieszyłam, że będę tańczyć z blondynem. Przy nim
nie musiałam udawać. Co więcej, mogliśmy razem ćwiczyć w domu, więc dobrze się
złożyło.
Jessica była mniej zadowolona. Patrzyła ze strachem na Travisem,
gdy myślała, że ten nie widzi. Uśmiechnęłam się do niej pocieszająco.
Zaczęliśmy
rozgrzewkę. Zawsze mieliśmy pełen zestaw ćwiczeń, który pobudzał każdą naszą
część ciała. Trwał on ponad pół godziny, a jeszcze zanim skończyliśmy, pot lał
się z nas strumieniami.
-Zatańczymy nasz układ od początku, do miejsca, w którym
ostatnio skończyliśmy. –zarządził nasz trener. –Dodamy też nową część.
Mudd włączył muzykę i stanął obok Jessici. Wszyscy ustawiliśmy
się na właściwych miejscach.
Raz, dwa, trzy, cztery! Wszyscy poszli w ruch. Dziewczyny
okręciły się w prawo, chłopacy w lewo. Krok do przodu, krok do tyłu. Wymach
ręką, ruch biodrami. Głowa w tył. Wszyscy tańczyliśmy idealnie zsynchronizowaną
część, dając z siebie wszystko.
Obserwowałam nas w lustrze, i musiałam przyznać, że wyglądało to
po prostu rewelacyjnie.
Na refrenie tańczyliśmy w parach. Obróciłam się więc do mojego
partnera i zaczęliśmy układ. Wcześniej nie zwracałam na to uwagi, ale teraz
zauważyłam, że Niall znacznie się poprawił. Był pewny siebie, perfekcyjny w
każdym calu. Blondyn chwycił mnie za rękę, po czym wykonaliśmy serię
skomplikowanych, szybkich ruchów. Tańczyło mi się z nim lepiej niż z Jamesem,
ponieważ był Niall był trochę niższy.
-Bardzo dobrze, brawo! –wykrzyknął Travis, zatrzymując muzykę.
Wszyscy spojrzeliśmy na niego głupio. Czy on naprawdę nas pochwalił? –Widzę, że
zamiana par wyszła wszystkim na dobre.
Zwalczyłam pokusę wybuchnięcia śmiechem, gdy zobaczyłam
naburmuszoną minę Danielle.
-Teraz jednak czeka na nas bardzo trudna część. –zastrzegł trener.
–Jest to pewna poza, która wymaga całkowitego zaufania do drugiej osoby.
Mudd zademonstrował w zwolnionym tempie, z Jessicą. Chodziło o
coś podobnego jak w „Dirty Dancing”. Wszyscy staliśmy w ogromnym kole.
Dziewczyna rozbiegała się i skakała, podczas gdy partner miał ją złapać i
utrzymać chwilę w górze. W naszym układzie jednak, partner trzyma dziewczynę
jedynie przez chwilę, a potem „rzuca” ją dalej, za siebie. Wtedy chłopak, który
jest za nim, łapie ją i odstawia na ziemię.
-To bardzo niebezpieczne. –powiedział Travis. –Jesteście jednak dorośli
i ufam wam. Pełna koncentracja. Chłopaki, nie upuście żadnej dziewczyny!
Przez pierwszą
godzinę trenowaliśmy pierwszą część, czyli sam rozbieg i poza u góry. Raz, dwa,
trzy, cztery i hop! Poczułam ręce Nialla na swoich biodrach i już byłam u góry.
-Utrzymać pozycję! –wrzeszczał Mudd.
Rozłożyłam ręce, wyprostowałam nogi i balansowałam. Niall też
wykonywał swoją robotę na dole. Nie miał żadnych problemów z utrzymaniem mnie. Powtórzyliśmy
jeszcze parę razy, aż w końcu było idealnie.
To jednak była ta łatwiejsza część.
Cała trudność polegała na tym, by Niall tak mnie wyrzucił za siebie, by kolejna
osoba –w moim przypadku Scott, złapał mnie i również utrzymał przez chwilę w
górze.
-Nie musi być od razu idealnie! –powiedział nasz trener z
napięciem w głosie. Co jak co, ale odpowiadał za nasze bezpieczeństwo. –Skupcie
się na tym, byście złapali dziewczyny, nieważne jak. Byle złapać.
Ufałam Scottowi; Był wysoki, silny, umięśniony i pewny swoich
umiejętności. Nie było mowy, by mógł mnie nie złapać.
-No dobra, próbujemy! –zarządził Travis. –Na trzy. Raz, dwa…
trzy!
Serce zawiązało mi się w supeł, jednak biegłam i nie zatrzymywałam
się. W odpowiednim momencie wyskoczyłam i przyjęłam odpowiednią pozycję. Niall
złapał mnie, utrzymał w górze, po czym posłał dalej. Bałam się. Przez te parę
sekund, gdy leciałam w górze, myślałam, że zemdleję. Jednak Scott był gotowy.
Jak tylko wyrzucił Raven za siebie, od razu skupił się na mnie. Jego silne ręce
chwyciły mnie za biodra. Minęła sekunda, a potem leżeliśmy na podłodze. Scott
złapał mnie, ale nie utrzymał w górze. Zamortyzował jednak upadek, więc ani
jemu, ani mnie nie stała się krzywda. Roześmialiśmy się i obejrzeliśmy wokoło. Nikomu
się nie udało, oprócz oczywiście Travisa, któremu udało się złapać Missy. Pozostali
leżeli na podłodze, tak jak my. Scott miał łapać mnie, James z kolei Raven.
Jake łapał Danielle, Travis Missy, a Niall Jessicę. Na szczęście nikomu nie
stała się krzywda.
-Dobra robota, chłopacy. –pochwalił ich Mudd, opuszczając Missy
w dół. –Teraz musicie tylko nauczyć się utrzymać wasze dziewczyny w górze.
Zajęcia trwały
jeszcze dwie godziny, które poświęciliśmy próbom nowej pozy. Za każdym razem
bałam się tak samo. Pod koniec zajęć udawało się Scottowi utrzymać mnie przez
trzy sekundy, jednak z pewnym zachwianiem, które w oficjalnym układzie dopuszczone
być nie mogło.
-Na dzisiaj wystarczy. –oznajmił w końcu Travis, na co wszyscy
razem odetchnęliśmy z ulgą. –Dobrze wam poszło. Wracamy do układu za dwa dni.
Odpocznijcie sobie jutro.
Zaczęliśmy klaskać, po czym rozeszliśmy się do swoich szatni.
Wszyscy mieliśmy dobre humory, pod prysznicami panowały śmiechy i powszechne
rozluźnienie. Jedynie Danielle trzymała się na uboczu, co wszystkim akurat
odpowiadało. Jej plany „zniszczenia mnie” coś na razie jej nie wychodziły.
Podeszłam do Missy, gdy już wszystkie się przebrałyśmy.
-Fajnie załatwiłaś te zamiany par. –powiedziałam do niej,
przybijając z nią piątkę.
-Wyjdzie to nam na dobre. –stwierdziła, potrząsając głową, by
doprowadzić swoje dredy do względnego porządku. –Wolałam tańczyć ze Scottem,
ale Jake nie jest taki zły. Gdy nie ma Raven w pobliżu, okazuje się być całkiem
w porządku.
-Nie gadaj. –parsknęłam śmiechem. –Ciekawe co Scott myśli o
Raven.
Missy więc pobiegła do niego się dowiedzieć. Miałam wrażenie, że
Missy i Scott jeszcze skończą razem. Niall czule żegnał się z Jessicą, a James rozgadał
się na jakiś temat z Jakiem. Korzystając ze sposobności, że jestem sama,
zagadała do mnie Raven.
-Cześć, Megg. –powiedziała. Jej blond afro było wciąż trochę
wilgotne po prysznicu.
-Przeziębisz się. –odparłam, sięgając do bluzy dziewczyny i
naciągając na nią kaptur.
-Dzięki. –uśmiechnęła się, nieco zaskoczona. –Cieszę się, że między
nami wszystko w porządku. Powiedz, czy ja byłam wcześniej taką suką jak
Danielle?
-Nie. –roześmiałam się. –Danielle jest sto razy gorsza. Czemu
pytasz, powiedziała ci coś?
-Chciała, bym pomogła nastawić Travisa przeciwko tobie.
-Naprawdę? –uniosłam brwi, czując rosnącą wściekłość.
-Odmówiłam. Ona wtedy stwierdziła, że będzie musiała jakoś odpowiednio mnie zmotywować.
-A więc groziła ci?
-Na to wygląda. –Raven wzruszyła ramionami. –Nie mam zamiaru się
jednak tym przejmować. Nie z takimi już sobie radziłam.
Dziewczyna poprawiła torbę na ramieniu, po czym westchnęła.
-Muszę lecieć. –powiedziała. –Do zobaczenia!
Odprowadziłam ją wzrokiem. Ludzie potrafią się zmieniać, czego
Raven była najlepszym przykładem. Miałam nadzieję, że Danielle też kiedyś
zrozumie swoją głupotę i bezsensowną walkę.
Nagle
rozdzwonił się mój telefon. Wyciągnęłam go z kieszeni i zerknęłam na
wyświetlacz. To był Harry. Na moje usta wypłynął szeroki uśmiech.
-Cześć, kocie. –powiedziałam wesoło, mając go przed oczami.
-Megg. –w głosie Harry’ego brzmiał strach i ogromne cierpienie.
Moje serce momentalnie skurczyło się do rozmiarów pestki.
-Co się stało? –zapytałam, pełna najgorszych przeczuć.
-Chodzi o moją mamę. –wyszeptał, a jego głos załamał się. –Ona…miała
wypadek.
-O Mój Boże. –zakryłam sobie usta dłonią.
-Jest w szpitalu, jestem w drodze do niej.
-Jak… Jak bardzo z nią źle?
-Nie mam pojęcia, jadę się dowiedzieć.
-Harry. –moje oczy zaszły łzami. Nie spotkałam tej kobiety, a jednak czułam się okropnie. Wystarczyło, bym usłyszała w jakim stanie
jest Harry. –Chcesz, bym przyjechała?
-Nie, zostań w domu. Zadzwonię jak tylko się czegoś dowiem. –obiecał
chłopak.
-Dobrze. I Harry? Będzie dobrze. Kocham cię.
-Ja ciebie też. –odpowiedział smutno, po czym się rozłączył.
Westchnęłam ciężko, po czym zawołałam Nialla. Z niechęcią
oderwał się od Jessici. Wsiedliśmy do auta, a ja streściłam blondynowi
sytuację. Czym prędzej pojechaliśmy do domu.
Weszliśmy do
środka, a potem skierowaliśmy się do salonu. Od razu wpadł na mnie Louis, tuląc
do siebie mocno. Płakał, i nawet nie starał się tego ukryć. Nie było chyba nikogo,
kto przeżywałby tak mocno spraw przyjaciela. Harry i Louis byli jak bliźniaki.
Jeden czuł to samo co drugi. Odwzajemniłam uścisk.
-Hej, wszystko będzie dobrze. –powiedziałam do niego.
W między czasie rozejrzałam się po salonie. Był Liam, który w
spokoju i ciszy siedział na kanapie i patrzył przed siebie. Dołączył do niego
Niall, nerwowo przełykając ślinę.
Zayna nie było, co przyjęłam z ulgą.
Chwyciłam Louisa za rękę i pociągnęłam na kanapę. Usiedliśmy wszyscy
i czekaliśmy na telefon od Harry’ego.
Nie wiem ile
czasu minęło, ale w końcu mój telefon zadzwonił. Włączyłam na głośnomówiący.
-Jesteście tam? –zapytał Harry, domyślając się, że wszyscy
czekamy na jego wieści.
-Jesteśmy. –odparliśmy chórem.
-Nie ma zagrożenia życia. –powiedział, na co wszyscy
wypuściliśmy z siebie wstrzymywany oddech. –Ale mogą pojawić się pewne
komplikacje. Zostanę w szpitalu na noc.
-Przyjadę do ciebie. –zaoferował się Louis, wstając.
-Okej. –zgodził się Harry.
-Ja też! –wykrzyknęłam, zrywając się z kanapy.
-Megg… -odezwał się mój chłopak, na co stanęłam i zmarszczyłam
brwi. –To nie najlepszy pomysł. Moja mama wściekłaby się, gdyby poznała cię w
takich okolicznościach. Ona jest… bardzo specyficzna.
-Harry ma rację. –poparł go Niall. –Nie wybaczyłaby sobie, gdyby
musiała cię witać, będąc cała w bandażach i gipsach.
-Ona jest tradycyjna. –dodał Liam. –pewnie będzie chciała
zaprosić cię na jakiś obiad, czy coś.
Zrobiło mi się smutno, ale oczywiście zrozumiałam istotę
problemu.
-No dobrze. –westchnęłam. –Ale dzwoń na bieżąco.
-Oczywiście. Pamiętaj, by karmić kota. Kocham cię.
-A ja ciebie.
Rozłączyliśmy się. Chłopacy wstali z kanapy i zaczęli się
ubierać.
-To wy wszyscy jedziecie? –zapytałam zdezorientowana i lekko
zła.
Członkowie One Direction uśmiechnęli się do mnie przepraszająco.
-A dobra, jedźcie. –wzruszyłam ramionami. –Louis, uściskaj Harry’ego
ode mnie, dobrze?
Już chcieli wyjść, kiedy ich zatrzymałam.
-Nie wołacie Zayna? –zapytałam, na co pokręcili głowami.
-Nie ma go w domu. Jak go spotkamy, to zgarniemy go po drodze. –powiedział
Niall.
Zamknęłam za nimi drzwi, po czym
wróciłam do ciemnego domu. Bałam się będąc tu sama, więc czym prędzej
zawołałam kota. Wzięłam Smolly na ręce i przytuliłam ją lekko. Zaczęła mruczeć,
dodając mi otuchy. Poszłam na górę i zaniosłam ją do swojego pokoju. Zapaliłam
małe światełko i położyłam się na łóżku. Całe zmęczenie po treningu i napięcie
puściło. Sięgnęłam po książkę i zatraciłam się w lekturze. Czarna futrzana
kulka o niebieskich oczach grzała mi prawy bok.
Wtem usłyszałam jakiś hałas z dołu.
Moje serce zaczęło nienaturalnie szybko bić. Nikogo nie powinno być jeszcze w
domu. Przełknęłam ślinę i drżącymi rękami zamknęłam książkę. Zeszłam z łóżka i
ostrożnie podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i nadsłuchiwałam. Ktoś wchodził po
schodach do góry. Zaklęłam, gdy zdałam sobie sprawę, że nie zgasiłam światła w
swoim pokoju. Ktoś zaraz tu wejdzie.
Z bolącym sercem oczekiwałam napastnika.
-Megg? –usłyszałam i wszystko puściło. To był Zayn.
Moje ciało powracało do normalnego rytmu.
-Musiałeś się tak skradać? –wycedziłam, wychodząc z pokoju. –Przeraziłeś
mnie na śmierć.
-Przepraszam.
-Nie powinieneś być w ogóle w szpitalu?
-Chłopacy zadzwonili, ale ja byłem za daleko. Pojadę rano.
-Okej. –wzruszyłam ramionami. –To ja wracam do siebie.
Nie miałam ochoty rozmawiać z Zaynem o naszym poprzednim
incydencie. On jednak najwyraźniej tak.
-Megg. Wiesz, że musimy pogadać.
-Możemy kiedy indziej?
-Nie. Teraz.
-No dobra. Ale najpierw zapalę.
Zayn kiwnął głową, po czym wskazał gestem swój pokój. Wzięłam
LM-a niebieskiego i weszłam do pokoju czarnowłosego, a potem na balkon. Chłopak
wyszedł za mną i przymknął za sobą szklane drzwi.
-Masz ogień? –zapytałam, przykładając papierosa do ust.
-Najpierw pogadamy. –odparł Zayn stanowczo.
Westchnęłam i odłożyłam fajkę na mały parapecik.
-Jak chcesz. –powiedziałam. –Ale obiecaj mi, że będziesz
szczery. Nie okłamuj mnie, ja potrafię znieść prawdę.
-Zgoda.
-No to świetnie. A więc powiedz mi na czym stoimy. –założyłam ręce
na siebie.
-Naprawdę chcesz wiedzieć?
-Tak.
Czarnowłosy patrzył na mnie przez parę długich sekund. Potem
usiadł i zaczekał, aż dołączę do niego. Usiadłam i wpatrywałam się w niego
uważnie.
-A więc oto prawda. –powiedział. –Od kiedy tylko cię zobaczyłem,
Perrie przestała się liczyć. Byłaś jak grom z jasnego nieba. Stałaś się moją
przyjaciółką zaledwie po jednej rozmowie. Mogłem ci powiedzieć wszystko, podobnie
jak ty mnie. Każdego dnia odliczałem sekundy, żebyśmy wreszcie poszli zapalić
papierosa, byśmy pogadali szczerze i na luzie. Myślałem, że mam u ciebie
szanse, ale ty nagle powiedziałaś, że podoba ci się Harry. Liczyłem, że gdy go
poznasz, nie będziesz chciała mieć z nim do czynienia i przyjdziesz do mnie. Ty
jednak zakochałaś się w nim, a on w tobie. A ja nic nie mogłem zrobić. Męczyłem
się z Perrie, bo nie pragnąłem nikogo innego oprócz ciebie. Teraz z nią
zerwałem i jest jeszcze gorzej, bo nie mogę zająć niczym myśli.
Złość, którą początkowo czułam, zamieniła się w coś innego.
Poczułam wielką gulę w gardle.
-To… -próbowałam powiedzieć, ale coś mi nie wyszło.
-Gdy cię widzę, boli mnie serce. –mówił dalej czarnowłosy. –Ale gdy
ciebie nie ma, i cię nie widzę, wtedy też boli. Jesteś dla mnie wszystkim.
-Zayn… -wyszeptałam, gdy dotarły do mnie jego słowa. Za nic nie
spodziewałam się, że czarnowłosy powie coś takiego. –Ja… -Chciałaś wiedzieć. –odparł, patrząc na mnie intensywnie.
-Ale…
-Kocham cię, Megg i zawsze będę cię kochać.
Zerwałam się na równe nogi.
-Nie możesz tak mówić! –wykrzyknęłam, przerażona.
Zayn również się podniósł i stanął naprzeciwko mnie.
-Taka jest prawda, Megg! I nie patrz na mnie jakbyś była
zaskoczona. W głębi duszy musiałaś wiedzieć, że coś do ciebie czuję.
Pokręciłam głową, nie będąc w stanie się odezwać.
-Nie wierzę ci. –odparł gniewnie. –Wiedziałaś o tym, widziałaś
jak na ciebie patrzę. A ja widziałem jak ty na mnie patrzysz. Podobam ci się. I
nie zaprzeczaj, Megg.
Stałam jak sparaliżowana, zszokowana całą tą sytuacją.
-Zayn…
-To pocałuj mnie. –przerwał mi chłopak. –Pocałuj mnie, a potem powiedz,
że jestem dla ciebie tylko przyjacielem.
-Nie, Zayn. –wyszeptałam. –Nie mogę tego zrobić. To nie byłoby w
porządku w stosunku do Harry’ego.
-Nie myśl teraz o nim. –powiedział czarnowłosy. –Chociaż raz
pomyśl o tym, czego ty naprawdę chcesz.
Chłopak stał tuż przede mną. Czułam jego zapach i ciepło
bijącego od jego ciała. W piwnych oczach dostrzegłam nadzieję i pragnienie.
Położył mi rękę na biodrze, a drugą dotknął mój policzek. Kciukiem musnął moje
usta. Nie protestowałam.
-Tylko jeden pocałunek. –mówił, a ja poczułam, że moje oczy
robią się wilgotne. –To będzie nasza tajemnica. Błagam cię, Megg. Jeśli
stwierdzisz, że to jednak nie to, dam ci spokój. Chcę jedynie, żebyś wiedziała
co czujesz.
Był coraz bliżej. Nasze twarze dzieliły centymetry. Moje serce
biło szybko i głośno. Co więcej, nawet się trzęsłam. Emocje buzowały we mnie, a
ja tylko czekałam aż wybuchną. Położyłam mu rękę na brzuchu, chcąc go
odepchnąć. Nie zrobiłam tego jednak, a Zayn, biorąc to za zachętę, zamknął oczy
i pochwycił moje usta w żarliwym, upragnionym pocałunku. Wyczułam smak
papierosów, który kojarzył mi się wyłącznie z czarnowłosym. Zapach fajek
zmieszał się z jego własnym, tworząc oryginalną kompozycję, którą miałam
zapamiętać do końca życia.
Chłopak pogłębił pocałunek, wplatając mi dłoń we włosy. Jego
lekki zarost drapał mnie po twarzy. Wywoływało to uczucie podniecenia, które
mówiło: „Całujesz się z mężczyzną”. Harry był zawsze gładki, więc musiała minąć
chwila, bym przyzwyczaiła się do tej zmiany.
Zdałam sobie sprawę, że Zayn miał rację. Byłam w nim zakochana,
i cały czas temu zaprzeczałam.
Uczepiłam się jego ramion, odpowiadając na coraz śmielsze
pocałunki. Nie śpieszyliśmy się. Księżyc w pełni oświetlał nasze twarze, lekki
wiatr smagał włosami, a ja zupełnie zatraciłam się w tym co działo się między
nami.
Nasz pocałunek był wolny i namiętny. Górujący nade mną Zayn,
delikatnie mnie przesunął, opierając na szklanych drzwiach do jego pokoju.
Sposób w jaki mnie całował i obejmował wywoływał u mnie dreszcze.
Nasze języki spotkały się, wnosząc pocałunek na wyższą sferę.
Zayn całował niesamowicie. Sprawiał, że drżałam i chciałam coraz
więcej. W tej jednej chwili czułam tysiąc rzeczy na raz. Radość, szczęście,
smutek, niepokój, rozdarcie, strach, namiętność…Moje serce kołatało się szybko
i boleśnie.
Chłopak przeniósł ciężar ciała i naparł na mnie mocniej. To
wystarczyło, by drzwi balkonowe otworzyły się z hukiem. Upadłam razem z Zaynem
na miękki dywan w jego pokoju.
Zayn zręcznie zamortyzował upadek. Podparł się na rękach i
spojrzał mi w oczy. Jego własne świeciły i promieniowały radosnym blaskiem.
-Powinnaś była mnie odepchnąć. –wymruczał czarnowłosy.
Po jego wyrazie twarzy zobaczyłam, że nawet w swoich
najśmielszych marzeniach nie spodziewał się ode mnie takiej odezwy. Wyczułam
jego podniecenie –twarde wybrzuszenie w spodniach.
Ja sama sobie nie ufałam. W myślach widziałam wszystkie rzeczy,
jakie mogłabym teraz zrobić z Zaynem. Rzeczy, które od zawsze chciałam z nim zrobić,
którym jednak nie pozwalałam dojść do słowa. Moje ręce same zaczęły rozpinać
guziki koszuli chłopaka. Potem pospiesznie ją z niego zdarłam i rzuciłam w kąt.
Dotknęłam jego opalonego, seksownego torsu, napawając się tym widokiem. Zayn
też nie zamierzał pozostawiać mnie ubranej. Jednym, zwinnym ruchem ściągnął ze
mnie koszulkę. Miałam na sobie różowy, koronkowy stanik. Czarnowłosy przez
chwilę po prostu mnie oglądał, po czym zachłannie mnie pocałował. Teraz nie
byliśmy delikatni. Jęknęłam, gdy odpiął mi guzik od spodenek. Już chciał mi je
zdjąć, kiedy mój świat nagle stanął.
W tej jednej chwili dotarła do mnie cała ta sytuacja. Harry -mój
chłopak, był u swojej matki w szpitalu, podczas gdy ja całowałam się z jego
przyjacielem z zamiarem pójścia z nim do łóżka. Wyobraziłam sobie Harry’ego,
który siedzi przejęty i przerażony przy swojej rodzicielce, próbujący
dowiedzieć się czegoś o jej zdrowiu i życiu. Moje serce gwałtownie się
ścisnęło. Co ja wyprawiałam? Przecież kochałam Harry’ego. To on był moją pierwszą,
prawdziwą miłością. Był chłopakiem, z którym straciłam dziewictwo. Jak mogłam
mu to zrobić? Czy to w ogóle możliwe, by kochać dwie osoby naraz?
Odepchnęłam Zayna i pospiesznie wstałam. Po moim policzku
popłynęła łza.
-Megg… -wyszeptał czarnowłosy, obserwując jak zbieram koszulkę z
podłogi i wkładam ją na siebie.
-Ani słowa nikomu. –powiedziałam tylko zdławionym głosem, po
czym wybiegłam z pokoju.
Nie biorąc niczego ze sobą, zbiegłam na dół, a potem wypadłam
przez główne drzwi na ulicę. Musiałam się uspokoić i pomyśleć. Moje życie
obróciło się właśnie o sto osiemdziesiąt stopni. Teraz pytanie było jedno: co
mam zamiar z tym zrobić?
***
Hej!
Dziękuję za cierpliwość i wyrozumiałość. Szkoła naprawdę nie daje mi chwili wytchnienia.
Mam nadzieję też, że zrozumieliście pozę taneczną, którą opisałam w dzisiejszym rozdziale! ;)
Tradycyjnie dziękuję za komentarze, które motywują mnie do dalszej pracy i wywołują uśmiech na ustach <3
Pamiętajcie, by zostawić po sobie opinię!
xoxo