Pierwsze, co
rzuciło mi się w oczy po wejściu do mieszkania Jessici, było przepiękne zdjęcie
jej i Nialla oprawione w kolorową ramkę. Oboje patrzyli w obiektyw
szczęśliwymi, rozmarzonymi oczami. Uśmiechnęłam się sama do siebie; Przypomniałam
sobie, że to ja popchnęłam ich ku sobie. Kto wie, może gdyby nie moja pomoc,
nie byliby ze sobą?
Jessica zdała sobie sprawę, że patrzę na ich zdjęcie i
uśmiechnęła się szeroko.
-Kocham go jak głupia. –powiedziała i zrobiła śmieszną minę.
–Kto by pomyślał, że my…
-Ja wiedziałam od początku, że ze sobą będziecie. –odparłam,
unosząc jedną brew.
„I nawet nie wiesz jak zazdroszczę ci, że nie macie żadnych
problemów”. –dodałam w myślach.
Bycie w
popieprzonym trójkącie miłosnym wcale nie było dobre. Dlaczego nie mogłam
kochać bezgranicznie Harry’ego i nie myśleć o Zaynie? Skąd to się brało?
Dlaczego wciąż powracało?
-Co ty tu w ogóle robisz?
-zapytała rudowłosa, prowadząc mnie do kuchni. Tam nastawiła wodę na
herbatę.
-W domu kręcą film o One Direction, a ja nie mogę się w nim
pojawić. –wzruszyłam ramionami. –Zayn podrzucił mnie tutaj.
-Zayn? –Jessica założyła na siebie ręce, a ja ze zdziwieniem na
nią spojrzałam.
-Byliśmy wcześniej u lekarza i… -zaczęłam się tłumaczyć.
-Dlaczego Harry cię nie zawiózł?
-On… bo… -zająknęłam się. –To długa historia.
-Powiem ci coś, Megg. –westchnęła dziewczyna. –Jesteś teraz w
trudnej sytuacji. Ja ci radzę, byś ograniczyła swój kontakt z Zaynem do
minimum. Wiem, że myślisz, że możecie znowu być przyjaciółmi, ale…
-Nie możemy. –przerwałam jej, patrząc pusto przed siebie. Nagle
to zrozumiałam.
-Właśnie, nie możecie. Zawsze będzie między wami to napięcie. Staraj
się nie spędzać z nim więcej czasu niż to konieczne, bo dojdzie do tego, że…
-Jessica przerwała i zaklęła pod nosem. –Już do czegoś doszło, prawda?
Spojrzałam na nią, a ona wyczytała z moich oczu wszystko co
chciała wiedzieć. W następnej chwili chlasnęła mnie w twarz. Zaskoczona
zerwałam się z krzesła, ale gdy już miałam krzyczeć, zrozumiałam, że mi się
należało.
-Co się ze mną dzieje? –wyszeptałam, dotykając bolącego
policzka. Wszystkie wydarzenia z dzisiejszego dnia przeleciały mi przed oczami.
-Czy doszło do czegoś więcej niż…? –zapytała Jessica, a ja
pokręciłam przecząco głową. –No i dobrze. A teraz masz mi obiecać, że na tym
poprzestaniecie.
-Obiecuję. –powiedziałam. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam w
oczy wściekłej Jessice. –Przepraszam. Kurwa, przepraszam.
-No, już w porządku. –rudowłosa poklepała mnie po ramieniu.
–Tylko dotrzymaj tego słowa, dobrze?
-Dobrze.
I naprawdę miałam to na myśli.
Wypiłyśmy
herbatę, a gdy Jessica poszła do toalety, wyciągnęłam z kieszeni telefon i
napisałam szybkiego smsa do Zayna:
To był błąd. Proszę, nie wracajmy do tego.
Jak zwykle, dopiero po czasie przyszły wyrzuty sumienia i ten
charakterystyczny ucisk w sercu.
Postanowiłam tym razem nie mówić nic Harry’emu. Prawdopodobnie
byłby to definitywny koniec dla nas, doszczętnie by go to zniszczyło, a tego
nie chciałam.
Był najwyższy czas, by przyznać, że obecność Zayna nie wpływała
na mnie dobrze.
Przecież kochałam Harry’ego najbardziej na świecie.
-Wiesz, co by ci się przydało? –zapytała Jessica, wracając z łazienki.
–Jakieś zajęcie. Z nudów robisz głupie rzeczy.
-Co ty nie powiesz. –łypnęłam na nią spode łba. –To nie moja
wina, że Travis wyrzucił mnie z zajęć.
-Wiesz, że to nie tak. –pokręciła głową. –Gdyby tylko mógł,
zaangażowałby cię z powrotem.
-Jasne. –wzruszyłam obojętnie ramionami.
-A propos zajęć, za dwie godziny będę musiała zostawić cię samą.
Mam nadzieję, że nie zrobisz niczego głupiego?
-Masz moje słowo, Jess.
Obserwowałam
ją, gdy się pakowała, w międzyczasie nucąc pod nosem jedną z nowszych piosenek
One Direction. Starałam się myśleć o wszystkim, byle nie o tym, co się stało,
chociaż wiedziałam, że prędzej czy później, będę musiała to wszystko dokładnie
przeanalizować.
Nagle mój
telefon rozdzwonił się. Spojrzałam na wyświetlacz, oczekując imienia i zdjęcia
Zayna, jednak ze zdziwieniem stwierdziłam, że dzwoni nie kto inny, jak Perrie.
Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam komórkę do ucha.
-Halo? –zapytałam niepewnie. Nie wiedziałam czego się
spodziewać.
-Cześć, Megg. –odezwała się dziewczyna skruszonym, cichym
głosem. –Fajnie, że odebrałaś. I proszę, nie rozłączaj się. Chcę przeprosić.
Spojrzałam na Jessicę i rzuciłam jej uspokajające spojrzenie, a
potem wyszłam do drugiego pokoju i zamknęłam za sobą drzwi.
-Mów dalej. –powiedziałam, marszcząc brwi.
Byłam zła na Perrie, to fakt. Sądziłam jednak, że nie była ona w
całą tą sprawę z klubem zaangażowana tak bardzo jak Danielle; Według mnie, to
tamta była mózgiem operacji. Niemniej, ciekawa byłam co Perrie ma mi do
powiedzenia.
-Żałuję tego, co się stało. –wyszeptała dziewczyna. –Na początku
faktycznie byłam na ciebie bardzo zła za całą tą sprawę z Zaynem, wiesz.
Chciałam cię nastraszyć, może trochę wykiwać. Nie miałam pojęcia, że tak to
wszystko się skończy. Nie chcę zwalać tu
wszystkiego na Danielle, bo ja niezaprzeczalnie miałam w tym swój udział. Chcę
jednak, byś wiedziała, że żałuję i przepraszam. Gdybym mogła cofnąć czas,
rozegrałabym sprawy nieco inaczej.
-W porządku. –odparłam i wiedziałam, że wybaczyłam jej.
–Dziękuję ci za te słowa.
-Jeśli jest coś, co mogłabym dla ciebie zrobić…
-Raczej nie ma żadnej takiej rzeczy, ale dzięki, mimo wszystko.
-Do następnego razu, Megg.
-Na razie, Perrie.
Rozłączyłam się
i wzięłam głęboki oddech. Ta rozmowa pomogła mi. Poczułam, że właśnie opuścił
mnie jeden z demonów, cień, który prześladował mnie od czasu wypadku.
-Megg? –drzwi otworzyły się i pojawiła się w nich płomiennoruda
głowa Jessici. –Jadę na zajęcia, wracam za trzy godziny. Poradzisz sobie beze
mnie?
-Oczywiście. Powodzenia.
Usłyszałam jak
wychodzi, a wtedy usiadłam ciężko na fotel i włączyłam sobie telewizję. Nie
minęło pół godziny, a przyszedł do mnie sms od Zayna:
Może najpierw porozmawiamy? Nadal jesteś u Jessici?
Chciał tu przyjść? Nie ma mowy. Chociaż z drugiej strony… mogła
to być jedyna okazja, by szczerze i na spokojnie porozmawiać.
Tak. I pospiesz się, mamy tylko dwie godziny.
Siedziałam jak na szpilkach całe piętnaście minut, dopóki
wreszcie nie rozległ się natarczywy dzwonek. Podbiegłam do drzwi, otworzyłem je
i wpuściłam czarnowłosego do środka.
-Okej. –powiedziałam, obracając się do niego przodem. –Jessica
może wrócić lada chwila, więc…
Nie dokończyłam, bo Zayn popchnął
mnie na drzwi i chwilę później odszukał wargami moje usta. Pocałował mnie
namiętnie, objął mocno.
Spięłam się i próbowałam się od niego odsunąć. Nie wychodziło mi
to najlepiej, gdyż w porównaniu z nim, byłam słaba jak dziecko.
-N… nie. –wykrztusiłam i przekręciłam głowę na bok.
Nie zniechęciło to chłopaka w żadnych stopniu. Zaczął sunąć
wargami po mojej szyi, zostawiając mrowiącą ścieżkę na skórze.
-Co ty robisz? –wyszeptałam, podczas gdy moje serce podskakiwało
w szaleńczym rytmie.
-Chyba ci coś obiecałem, prawda? –mruknął Zayn i korzystając z
tego, że się na niego spojrzałam, znowu pocałował mnie w usta.
-Nie! –zaprotestowałam i tym razem włożyłam całą siłę w
odepchnięcie go.
Udało mi się. Czarnowłosy zachwiał się i spojrzał na mnie
zdezorientowany.
-Nie chcę byś dotrzymywał tej obietnicy! –krzyknęłam, zakładając
na siebie ręce.
-Nie chcesz, bym się wypieprzył?
-Nie! –sapnęłam, zaszokowana. –I nie bądź bezczelny!
-Czasem trudno za tobą nadążyć, wiesz. –odparł, nic nie robiąc
sobie z mojej złości.
-Wyjaśnijmy coś sobie. –zmarszczyłam groźnie brwi. –Dzisiaj rano
nie byłam sobą. Choroba mówiła za mnie. Byłam przestraszona i zwątpiłam w to,
co jest dla mnie najważniejsze, czyli w mój związek z Harrym.
-Jakoś trudno mi w to uwierzyć. –Zayn uniósł jedną i brew i
spojrzał na mnie z góry. Z jego oczu biła pewność siebie i wyższość. Uśmiech
czający się na jego wargach zdawał się mówić „ja i tak wiem lepiej”. Tak mnie
to zirytowało, że aż musiałam wziąć dwa, głębokie oddechy.
-Zayn. –powiedziałam, starając się być spokojna. –To oczywiste,
że zawsze będziesz dla mnie kimś więcej, aniżeli tylko przyjacielem. To się
nigdy nie zmieni. I właśnie dlatego powinniśmy unikać takich sytuacji jak
dzisiaj rano. Nigdy nie powinniśmy być sam na sam.
-Jak teraz?
-Tak, jak teraz. –spięłam się i zacisnęłam powieki. –Tak więc
możesz już iść, skoro wszystko sobie wyjaśniliśmy.
Zapadła cisza. Otworzyłam oczy,
spojrzałam na Zayna i odruchowo cofnęłam się o krok. Czarnowłosy wyglądał na
ostro wkurwionego.
-Mam dość całej tej szopki, którą ty odstawiasz. –wycedził. –I
jeśli chcesz, bym wyszedł, to wyjdę. Obiecaj mi tylko jedno. Nigdy, przenigdy
mnie nie całuj. Nie przytulaj, nie dotykaj. Nawet nie patrz na mnie dłużej niż
to konieczne. Nie zniosę tego. Skoro nie możemy być razem, nie możemy być też
przyjaciółmi.
Poczułam, że w gardle rośnie mi gula, a do oczu napływają łzy.
Miał rację, oczywiście. Sama tego chciałam i od niego wymagałam.
Prawda była bowiem taka, że jeśli chciałam być w szczęśliwym
związku z Harrym, musiałam zostawić Zayna i już się za nim nie odwracać. Nigdy.
Jedna, jedyna
łza spłynęła po moim policzku. To była ostatnia łza wylana za Zayna.
-Obiecuję. –wyszeptałam. –I przepraszam, o ile jest to coś
warte. I wiedz, że nie żałuję niczego co było między nami.
-Tak, ja też. –czarnowłosy uśmiechnął się smutno. –Na razie,
Megg.
Otworzyłam mu drzwi, a on wyszedł na klatkę schodową, nie oglądając
się za siebie.
Nie miałam
ochoty płakać, ani wrzeszczeć. Nie miałam zamiaru użalać się nad sobą. To, co
zrobiłam, było właściwie i o dziwo, poczułam pewnego rodzaju ulgę. Teraz w
końcu byłam wolna od cienia Zayna.
Sięgnęłam po telefon i wystukałam numer do Harry’ego. Odebrał po
pierwszym sygnale.
-Megg? –na dźwięk jego głosu serce zabiło mi szybciej, a na usta
wypłynął uśmiech.
-Cześć, Harry. –powiedziałam z czułością. –Dzwonię, by
powiedzieć, że cię kocham.
-Ja też cię kocham. –odparł i nawet przez telefon wyczułam, że
się uśmiecha. –Kocham cię jak szalony.
-Widzimy się wieczorem? –zapytałam.
-Tak. Za dwie godziny ekipa filmowa się zwija, więc możesz wtedy
śmiało wracać.
-Okej, w takim razie niedługo będę.
-Nie mogę się doczekać. –powiedział z niegrzeczną nutką, za
którą wiedziałam doskonale co się czai.
-To pa.
-Hej, Megg? –zatrzymał mnie jeszcze. –Jak było lekarza? Co
powiedział?
-Że wszystko będzie dobrze. –odparłam zgodnie z prawdą. Teraz,
już wszystko wróci do normy.
-To najważniejsze.
-Widzimy się niedługo. Kocham cię, Harry.
-Już to mówiłaś. Też cię kocham.
-Ty też już to mówiłeś.
Roześmialiśmy się i potem w końcu się rozłączyliśmy.
Byłam
szczęśliwa, wreszcie. Usłyszałam trzaśnięcie drzwi i chwilę później rozległ się
radosny krzyk Jessici:
-Megg! Mam nadzieję, że siedzisz!
Wyszłam do niej na korytarz i uniosłam brwi. Dziewczyna aż
paliła się, by mi coś powiedzieć.
-No, wykrztuś to z siebie! –roześmiałam się.
-Wracasz do układu! –krzyknęła i aż podskoczyła, gdy to mówiła.
-Co? –zamarłam.
-Zatańczysz z nami na mistrzostwach!
-To… niemożliwe. –nie chciałam jej uwierzyć.
-Możliwe, możliwe. –odparła dumna z siebie Jessica, zarumieniona
z radości. –Travis głowił się cały czas od twojego wypadku, jak rozwiązać tą
sytuację. No więc, tak zmodyfikował układ, że będziesz w stanie do zatańczyć! Dzwonił
też do twojego lekarza, który wydał oficjalną zgodę na twój udział w mistrzostwach!
-O Boże. –zakryłam usta dłońmi, starając się przyswoić tą
informację.
-Pierwsza część pozostaje bez zmian. –poinformowała mnie Jess. –A
później, gdy zaczynają się akrobacje, będzie trochę modyfikacji, ale wciąż będzie
zajebiście, cytując Travisa.
-Uwielbiam go! –pisnęłam. –Uwielbiam, uwielbiam!
-Ale nie myśl, że czeka cię jakaś taryfa ulgowa. –ostrzegła mnie
rudowłosa. –Masz tylko tydzień, by wszystko ogarnąć. Zajęcia będą codziennie.
-Dam z siebie wszystko!
W tym momencie byłam
najszczęśliwszą osobą na ziemi. Zaczęłam płakać i po raz pierwszy od długiego czasu,
były to łzy szczęścia.
Przytuliłam Jessicę, a potem zaczęłam pisać do wszystkich moich bliskich.
Najpierw sms do Harry’ego, potem mamy i taty, do Julii, do Louisa, Eleanor, Liama.
I do Nialla napisałam, chociaż wiedziałam, że on już o tym wie.
Przynajmniej godzinę odbierałam telefony i gratulacje, radości nie
było końca.
W końcu zadzwoniłam do samego Travisa i podziękowałam mu z całego
serca za to, co dla mnie zrobił.
Wieczorem
Harry podjechał po mnie pod blok Jessici, by mnie odebrać. Stał, oparty o swój samochód,
uśmiechając się do mnie z daleka. Podbiegłam do niego i rzuciłam się mu na szyję.
Nasze usta się zetknęły, z początku delikatnie, potem mocniej. Tak bardzo go kochałam,
że moje serce aż pękało z nadmiaru miłości do niego.
Objęłam go mocno, przepełniona tym uczuciem,
że to jest mój mężczyzna. Mój i tylko mój. A ja byłam jego.
Wreszcie udało mi się dojść do ładu i składu
ze swoimi uczuciami, myślami i decyzjami.
-Wracajmy do domu. –powiedział Harry i
obdarzył mnie czułym, zielonym spojrzeniem. Pocałowałam go raz jeszcze i kiwnęłam
głową.
Wsiedliśmy
do samochodu i pojechaliśmy przed siebie, trzymając się za ręce.
***
No hej ;)
Przepraszam, że znowu tak długo to trwało.
Wrzesień, październik i listopad to najgorsze miesiące, jeśli chodzi o szkołę i nie tylko.
Nie dość, że mam mnóstwo nauki, co tydzień kartkówki, sprawdziany i ogólny zapieprz, to jeszcze pogoda jest do dupy i nastrój ostatnio miałam bardzo kiepski...
Jesienna chandra mocno wdała mi się we znaki ;/
Także musicie mi wybaczyć brak aktywności na blogu.
+Słuchajcie, zbliżamy się do końca.
Nie chcę robić z tego opowiadania nie wiadomo jakiego tasiemca, więc myślałam o jeszcze kilku rozdziałach, a potem koniec.
Lepiej zostawić historię dobrą, niż zepsuć ją, ciągnąc wbrew sobie.
Dajcie znać co sądzicie i do zobaczenia w następnym rozdziale, na który musicie dać mi tak z miesiąc czasu.
xoxo